W sumie tym razem mam
przysłowiowe dwie pieczenie na jednym ogniu. Kiedyś tam napisałem, że marzyłem
o umieszczeniu na blogu fotorelacji i się spełniło przy okazji miasteczek
rowerowych, a dziś spełnia się sen o felietonie. W sumie nie wiem czy to będzie
profesjonalny felieton w pełnym tego słowa znaczeniu, ale ja nie jestem
profesjonalistą, więc co mi tam. Druga pieczeń na jednym ogniu to poradnik. Z
tym też się noszę od dłuższego czasu. Co prawda było już kilka opisów różnych
akcesoriów, a nawet kilka złotych rad odnośnie uchronienia się przed kradzieżą
roweru, ale ten uznaje za taki pierwszy, prawdziwy, przemądrzały i
nieobiektywny poradnik
Nie jestem oczywiście żadnym
Świętym Mikołajem, Dziadkiem Mrozem, ani Wujkiem Dobra Rada. Powiem więcej
nawet nie obchodzi mnie specjalnie czy innym rowermanom® zmoknie zad, piszę to
wszystko głównie z powodu poirytowania kilkoma poradnikami, jakie w tym
zakresie poczytałem a które wydały mi się "gupie" jak but. Oczywiście
nic nie stoi na przeszkodzie żebyście i ten uznali za "gupi", ale
mnie wydaje się mądry w stopniu pewnie nawet wyższym, w jakim autorom tamtych
"gupich" ich wydały się mądre.
Oświadczam, iż to, co tu
napisałem opieram na wieloletnim pomiarze organoleptycznym, czyli zmoknięciu,
przemoknięciu aż do rozpuszczenia włącznie. W wyniku tychże, osobistych
doświadczeń zawarte tu mądrości mnie osobiście się sprawdzają.
Piszę w tych paru słowach o
użytkowaniu roweru jako środka transportu, który zakłada, że dotrzemy do celu w
całkowicie suchym stanie mimo, że leje nam po łbie w czasie do około jednej
godziny. Aspekt zabezpieczenia przewożonych rzeczy opisałem tutaj i tutaj, więc tam Was
zapraszam.
W sytuacji, używając naukowej
terminologii tzw. "pompy" punkty newralgiczne, czyli najbardziej
narażone na przemoknięcie nie istnieją. Przemakamy w całości i wszędzie. Woda
ma to do siebie, że wedrze się gdzie tylko chce. Po dłuższym czasie przemoknie
też oczywiście praktycznie wszystko, poza akcesoriami będącymi w całości z
gumy.
Opis zacznę od góry organizmu.
Idealnym i sprawdzonym rozwiązaniem jest czapka z daszkiem chroniącym
widoczność i najlepiej żółte, rozjaśniające niewyraźną pogodę gogle. Na to
zakładamy kaptur z regulacją, który ładnie opina twarzoczaszkę. To powinno
wystarczyć.
Tułów najlepiej jest zabezpieczyć
kurtką przeciwdeszczową w sensie przeciwdeszczową. Taka kurtka podgumowana, bez
czarów i filtrów za 600 zł. Takie kurtki uniwersalne i do wszystkiego dla
profesjonalistów są bez użyteczne po dwóch
gruntownych przemoknięciach. Kurtka przeciwdeszczowa i podgumowana
wytrwa lata ulew.
Kuriozalne jest dla mnie to e
wiele kurtek nieprzemakalnych dla rowerzystów, cudownych, oddychających i w
cenie 843 zł. nie posiada kaptura. Ja wiem, że chodzi o bezpieczeństwo i
zakładamy użytkowanie kasku, ale na Boga! Czy ktoś z panów projektantów lub
handlowców jechał kiedyś w ulewie i chłodzie w kasku złożonym z samych dziur i
wodą lejącą się po pysku i przewianym i przemokniętym łebem? Raczej, nie. Nie
kupujcie wspomnianego dizajnerskiego szitu, bo będziecie żałować tego po dwóch
razach.
Jeżeli zależy wam na suchych
dłoniach powinniście założyć rękawice z gumy. Mogą to być np. jakieś rodzaje
rękawic roboczych, zakładane solo, bądź na prawdziwe rowerowe i profesjonalne.
Dostępne są też cienkie i lekkie rękawie motocyklowe, też fajne i bardo nie
przemakalne, lecz stosunkowo droższe. Warto mieć kurtkę wyposażoną w mankiety
ze ściągaczem z gumką, które założymy na wierzch lub same rękawice mogą być
dłuższe i zachodzić głębiej na przedramię.
Teraz ochrona nóg. Przy mniejszych
opadach uda dość skutecznie chroni pochylony tułów. Jeśli mamy rower
wymuszający taką pozycję, to częściowo może to nam pomóc. W każdym innym
przypadku potrzebujemy spodni i ochraniaczy na buty. Spodni przeciwdeszczowych,
nieprzemakalnych, nawet tych typowo rowerowych jest w diabły, więc wybór jest
prosty i nie wymaga komentarza, poza może tym, że cechą pożądaną jest jakiś
stopień ich „oddychalności”. Niestety zwykle koliduje on ze stopniem cechy
opisywanej w tym artykule. Przyjemnym zbiegiem okoliczności w czasie opadów
temperatura się obniża, więc możemy postawić na nieprzemakalność. Ja tak
właśnie zrobiłem i używam motocyklowych spodni przeciwdeszczowych. Nie są w
żadnym stopniu oddychające. Jadąc przez dłużej niż pół godziny pocę się, więc
jak ujął to poeta międzywojnia- świnia, niemniej na pewno nie przemokną. W
ogóle odzież motocyklowa, typu ochraniacze na buty, spodnie czy kurtki
przeciwdeszczowe, jest bez porównania bardziej wodoodporna i wytrzymała od tej
typowo rowerowej, więc polecam zagadnienie do głębszego przemyślenia.
Stopy, buty i skarpetki na
rowerze bardzo mokną. Pewnie najskuteczniej byłoby założyć "gumioki",
ale w tym wypadku aż do tego się nie posunę. Poza tym musiałyby być to
"gumioki" zwieńczone gumką u góry.
Otóż testowałem buty odporne na
deszcz wielu renomowanych i mniej renomowanych producentów. Najlepsze
wytrzymują do dziesięciu deszczowych przejazdów. Oczywiście mówimy o butach
chroniących zawartość przed wilgocią, nie butach z siatki, sandałach, laczkach
itp. cudach, których celem istnienia jest wlanie i wylanie się opadu. Pewnym
półśrodkiem jest ochrona uzyskiwana za pomocą szerokich, zapinanych dołów
spodni przeciwdeszczowych. Optymalną ochronę stanowią natomiast ochraniacze
przeciwdeszczowe na buty.
Każdy z was widział takie ochraniacze
dla sportowców. Perfekcyjne opięte i z zameczkiem, wykonane z kolorowej
tkaniny. Na pewno są piękne, designerskie i używa je milion profesjonalistów,
niemniej ja jestem prostym rowermanem® i ze względu na kilka ich cech ( np.
wspomniane i na pewno niezbędne, ale nie dla mnie, idealne dopasowanie do
określonej wielkości buta), czy nieprzekonywująca solidnością konstrukcję (znam
przypadki wypruwania się zamków w czasie zakładania na dopasowane buty),
wybrałem coś zupełnie innego.
Z powodu odrzucenia przeze mnie
opcji najbardziej oczywistej przejrzałem, co do zaoferowania mają inne
dyscypliny sportu i rekreacji. Spory zasób inspiracji mamy tradycyjnie w
sporcie motocyklowym. Niestety ich ochraniacze mimo doskonałych parametrów są
ciężkie, nieporęczne a to głównie ze względu na solidne podeszwy, w jakie są
wyposażane. Po długich poszukiwaniach trafiłem na rozwiązanie pośrednie i
idealne dla moich i wielu potencjalnych rowermanów® potrzeb. Oczywiście z
nieznanych mi powodów na rynku były dwie możliwości nabycia tego mądrego
rozwiązania. Są to mówiąc już konkretnie ochraniacze wyglądające jak te na
motocykl tyle, że pozbawione całkowicie podeszwy. Lekkie, opinające wszystko
począwszy od łydki aż po całość buta. Dość luźne, aby nałożyć je na duży zakres
różnych butów. Trzymają się na nodze ze pomocą gumy od spodu i systemu rzepów
ze ściągaczami. Poszukajcie takiego rozwiązania, bo jest optymalne w każdym
względzie.
No i żeby nie było niesmaku i
zaskoczenia na koniec kilka słów tradycyjnego polskiego hejtu i jadu. Widziałem
w całkiem poważnych poradnikach treści o jeździe na rowerze z parasolką. Sporo
ludzi też całkiem serio jeździ w takich bardzo praktycznych plandekach na
rower, okrywających malowniczo rowermana® i wszystko, co przewozi. Być może są
osoby użytkujący takie rozwiązania i stymulujące się ich trafnością, ale
spróbujcie je na moment odstawić i zastosujcie któreś z mojego poradnika. Może
się zdarzyć, że będziecie zadowoleni a przy okazji wasze życie nie skończy się
aż tak tragicznie np. na skutek upadku z parasolką pod przejeżdżający tramwaj,
zderzeniu czołowym z samochodem, po tym jak wiatr zarzuci Wam pelerynę na twarz
itp. itd. możliwości, jakie generują nazwijmy je "oryginalne" próby
walki z deszczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz