Obiecałem kilku znajomym, że
napiszę parę zdań opisu moich przeżyć związanych z użytkowaniem kupionych kilka
miesięcy temu sakw rowerowych. Zainteresowanym zagadnieniem zaznaczam na
wstępie, że do moich celów nie wybierałem towarów z najwyższej półki służących
profesjonalistom, ekstremistom i poważnym podróżnikom. Oni rzecz jasna wybiorą
inną kategorię takiego sprzętu. W tym opisie będzie na temat sakw w pełnym tego
słowa znaczeniu, czyli w moim rozumieniu trójkomorowych, o pojemności około 40
L a dokładnie w przypadku omawianych 45 L. Jeśli chodzi o „kategorię wagową” to
będzie to ten przedział zbliżony do potrzeb przeciętnego rowermana®, który
używa sakw do przewozu produktów codziennego użytku, jeździ z nimi do pracy kilka,
kilkanaście kilometrów i do sporadycznych, w miarę krótkich wypraw. Jak widać
takie wymagania ma większość przeciętnych rowerzystów, więc może się
zainteresujecie.
Parę konkretów. Nie podam marki
sakw z tej prostej dla mnie przyczyny, że zwróciłem się do ich polskiego
wytwórcy z zapytaniem w kwestii podania nazwy w związku z planowaną recenzją na
moim blogu. Producent z gracją raczył mnie olać, więc reklamy darmowej nie
będzie. Jeśli gdzieś na zdjęciu się dopatrzycie to wasz zysk lub strata. Będą
natomiast szczegóły techniczne, które możecie odnieść ogólnie do produktów tej
klasy i przedziału cenowego, jak rodzaj materiału,
pojemność poszczególnych komór, możliwości ich podziału, użytkowanie
poszczególnych składowych sakw. Czyli chyba to, co każdego użytkownika
interesuje. Mnie przed zakupem w każdym razie interesowało…
Jeśli chodzi o testy to
sprawdzenie nabytych sakw prowadziłem praktycznie równolegle z testowaniem
opisywanego wcześniej bagażnika na sztycę. Przebiegały one kilku etapowo poprzez
codzienną zabawę w warunkach miejskich, czyli próby przewożenia w nich
wszystkiego, co przewieść musiałem np. w drodze do pracy. Testowałem
poszczególne elementy, gdyż każda z tych toreb po rozpięciu zamków scalających,
zgodnie z zapewnieniem producenta stanowić może oddzielne insygnium do
przytroczenia na bagażnik i przewiezienia mniejszych ilości ładunku.
No i rzecz jasna załadowałem
sakwy maksymalnie sprzętem potrzebnym na moje wyprawy w dzicz około
bieszczadzką.
Wedle mojej skromnej opinii dobra
sakwa rowerowa nie musi spełniać wielu wymogów. Wystarczy, że jest w
przyzwoitym stopniu nieprzemakalna, zmieści wszystko, co zmieścić potrzeba, no
i jej użytkowanie, czyli trwałość, możliwość montażu/demontażu nie stwarza
problemów. Takie były moje wytyczne w czasie wybierania tego osprzętu.
Polski producent zaoferował
sprzęt spełniający te niewielkie wymagania za cenę oscylującą w okolicach 70
zł, co wydało mi się bardziej niż rozsądną propozycją.
Tym razem zacznę w kwestii testów
i moich z nimi związanych odczuć od końca. Wybierając się w Bieszczady
sprawdziłem pojemność sakw w ten sposób, że załadowałem w nie wszystko, co było
dla mnie niezbędne na tygodniowy wyjazd. Te 45 litrów okazało się
wystarczające. Biorąc pod uwagę, iż zawartość obejmowała też rzeczy niezwiązane
typowo z samymi wyjazdami rowerowymi przyjmuję, że taka objętość jest w
zupełności wystarczająca dla jednej osoby nawet na dłuższy, parodniowy wyjazd.
Bez zbędnych szczegółów- zmieściłem tam min: namiot, śpiwór, materac dmuchany,
ciepłe ubranie, litrowy bidon wszelkie rowerowe drobiazgi i jeszcze znalazłoby
się trochę miejsca.
Kolejna kwestia, czyli
nieprzemakalność. Wybierając moje pierwsze "prawdziwe" sakwy, przejrzałem
tradycyjnie fora rowerowe. I po raz kolejny trafiłem tam głównie na mur profesjonalizmu
i pseudo profesjonalizmu nie do przejścia. Nazwy materiałów użytych do
produkcji były oszałamiające i znane tylko inżynierom technologom a cyfry
będące wytyczną ich jakości wahały się w niewiarygodnych granicach. Powiem tyle
w tym temacie, że jak przeczytałem już po zakupie, moje sakwy są uszyte z Codury
600 x 600. Mówi mi to tyle, że od lat posiadam mniej pojemne torby rowerowe,
uszyte z (na oko) takiego materiału, używane w każdych warunkach i zlane równo
przez wszelkie rodzaje deszcze występujące w tej strefie klimatycznej i nigdy
mi one nie przemokły. Te sakwy poddałem pod tym względem testom długotrwałym i
często ekstremalnym. Między innymi, co opisałem gdzie indziej, wpadłem z nimi i
rowerem do rzeki ( szczęśliwie na krótką chwilę, ale jednak) i woda do środka
się nie dostała. Zlał mnie dwukrotnie porządny deszcz. Przewoziłem w jednej z
komór wodę gazowaną, co wiadomo jak się skończyło i woda pozostała nie
wypływając wewnątrz sakwy. Nie mam po tych doświadczeniach wątpliwości, że dla
potrzeb przeciętnego rowermana® surowiec o takich parametrach wystarczy pod
względem zabezpieczeń przeciw deszczowych. Dla osób bardzo dociekliwych i
zapobiegawczych, dodam, że wielokrotnie sprawdziłem prosty patent
zabezpieczający najcenniejsze i narażone na zamoknięcie rzeczy, mianowicie tworzę
kompletnie nieprzemakalną przestrzeń za pomocą kilkakrotnie zwiniętego worka
kurierskiego. Polecam, nawet „Codura 8600” nie sprawdzi się lepiej.
Poszczególne składowe tego
zestawu próbowałem używać oddzielnie. Często widywałem, że ludzie wożą sobie
po mieście jedną, boczną sakwę, zapewne z drobiazgami do pracy. Też tak, więc
spróbowałem. Po odpięciu od sakwy górnej, która nieco całość stabilizuje,
mocujemy boczną torbę do bagażnika za pomocą dwóch solidnych haków (niestety z
tworzywa, więc się z pewnością kiedyś złamią) dodatkowo troczymy ją za pomocą
taśmy do bocznych elementów bagażnika. Pojemność ma sporą, więc w tej sprawie
nie mam zastrzeżeń. Ma trzy komory – główną, boczną i tylną na drobiazgi. Pod
tym względem "wery" praktyczna. Niestety po rozłące z komorą górną, boczna sakwa
traci wiele ze stabilności. Tutaj wychodzi na jaw jeden z głównych problemów
tego wyrobu, przynajmniej jest to dla mnie problem. Tył bocznych komór jest
wyłożony trzema, oddzielnymi paskami utwardzającymi. Powoduje to, że przy
mniejszym, załadowaniu sakwa się składa, zwija, odgina do wewnątrz, czyli
niebezpiecznie zbliża do koła roweru. Zapewne przy porządnym bagażniku z dużymi
osłonami nie byłoby to zauważalne, w opcji której ja używam jest to dokuczliwa
kwestia. Oczywiście rozwiązanie już znalazłem utwardzając komorę za pomocą
wkładu z tektury.
Torba górna po odpięciu bocznych
też jest zdatna do samodzielnego użytkowania. Wyglądem przypomina sakwę, jaką
używają dostawcy pizzy. Jest płaska (14 cm) i dość duża (41 x 32 cm). Trzyma
się solidnie, bo posiada oddzielny system troczenia, niemniej nie ma stabilnego
dna, więc wymaga dokładnego załadowania i odpowiedniego rozmieszczenia
zawartości. Jej gabaryt prowadza się w razie konieczności przewożenia większych
ładunków, w przybliżeniu ma pojemność sporego plecaka, przynajmniej 20 L. Od
góry producent wyposażył ją w praktyczne taśmy kompresyjne, pod które możemy
jeszcze coś przytroczyć.
Wydaje mi się, że napisałem
wszystko, co w temacie zaobserwowałem. W kwestiach transportu rowerowego same
sakwy są rozwiązaniem bardzo rozsądnym, przemyślanym i wygodnym. Jeśli chodzi o
model, jaki zakupiłem, widać, że nie jest to wynalazek wzięty znikąd. Konstrukcja
jest przemyślana, dobrze dopasowana do swojego celu, ergonomiczna i wygodna.
Torby są solidnie wykonane, estetyczne, mają dodatkowe paski odblaskowe, boczne
sakwy są lekko ścięte, żeby nie atakowały nóg w czasie kręcenia pedałami.
Jedyny mankament to te marnie utwardzone komory boczne.
Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuń