poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Sakwy rowerowe, trójkomorowe 45 L.

Obiecałem kilku znajomym, że napiszę parę zdań opisu moich przeżyć związanych z użytkowaniem kupionych kilka miesięcy temu sakw rowerowych. Zainteresowanym zagadnieniem zaznaczam na wstępie, że do moich celów nie wybierałem towarów z najwyższej półki służących profesjonalistom, ekstremistom i poważnym podróżnikom. Oni rzecz jasna wybiorą inną kategorię takiego sprzętu. W tym opisie będzie na temat sakw w pełnym tego słowa znaczeniu, czyli w moim rozumieniu trójkomorowych, o pojemności około 40 L a dokładnie w przypadku omawianych 45 L. Jeśli chodzi o „kategorię wagową” to będzie to ten przedział zbliżony do potrzeb przeciętnego rowermana®, który używa sakw do przewozu produktów codziennego użytku, jeździ z nimi do pracy kilka, kilkanaście kilometrów i do sporadycznych, w miarę krótkich wypraw. Jak widać takie wymagania ma większość przeciętnych rowerzystów, więc może się zainteresujecie.

Parę konkretów. Nie podam marki sakw z tej prostej dla mnie przyczyny, że zwróciłem się do ich polskiego wytwórcy z zapytaniem w kwestii podania nazwy w związku z planowaną recenzją na moim blogu. Producent z gracją raczył mnie olać, więc reklamy darmowej nie będzie. Jeśli gdzieś na zdjęciu się dopatrzycie to wasz zysk lub strata. Będą natomiast szczegóły techniczne, które możecie odnieść ogólnie do produktów tej klasy i przedziału cenowego, jak rodzaj materiału, pojemność poszczególnych komór, możliwości ich podziału, użytkowanie poszczególnych składowych sakw. Czyli chyba to, co każdego użytkownika interesuje. Mnie przed zakupem w każdym razie interesowało…

Jeśli chodzi o testy to sprawdzenie nabytych sakw prowadziłem praktycznie równolegle z testowaniem opisywanego wcześniej bagażnika na sztycę. Przebiegały one kilku etapowo poprzez codzienną zabawę w warunkach miejskich, czyli próby przewożenia w nich wszystkiego, co przewieść musiałem np. w drodze do pracy. Testowałem poszczególne elementy, gdyż każda z tych toreb po rozpięciu zamków scalających, zgodnie z zapewnieniem producenta stanowić może oddzielne insygnium do przytroczenia na bagażnik i przewiezienia mniejszych ilości ładunku.
No i rzecz jasna załadowałem sakwy maksymalnie sprzętem potrzebnym na moje wyprawy w dzicz około bieszczadzką.

Wedle mojej skromnej opinii dobra sakwa rowerowa nie musi spełniać wielu wymogów. Wystarczy, że jest w przyzwoitym stopniu nieprzemakalna, zmieści wszystko, co zmieścić potrzeba, no i jej użytkowanie, czyli trwałość, możliwość montażu/demontażu nie stwarza problemów. Takie były moje wytyczne w czasie wybierania tego osprzętu.

Polski producent zaoferował sprzęt spełniający te niewielkie wymagania za cenę  oscylującą w okolicach 70 zł, co wydało mi się bardziej niż rozsądną propozycją.

Tym razem zacznę w kwestii testów i moich z nimi związanych odczuć od końca. Wybierając się w Bieszczady sprawdziłem pojemność sakw w ten sposób, że załadowałem w nie wszystko, co było dla mnie niezbędne na tygodniowy wyjazd. Te 45 litrów okazało się wystarczające. Biorąc pod uwagę, iż zawartość obejmowała też rzeczy niezwiązane typowo z samymi wyjazdami rowerowymi przyjmuję, że taka objętość jest w zupełności wystarczająca dla jednej osoby nawet na dłuższy, parodniowy wyjazd. Bez zbędnych szczegółów- zmieściłem tam min: namiot, śpiwór, materac dmuchany, ciepłe ubranie, litrowy bidon wszelkie rowerowe drobiazgi i jeszcze znalazłoby się trochę miejsca.

Kolejna kwestia, czyli nieprzemakalność. Wybierając moje pierwsze "prawdziwe" sakwy, przejrzałem tradycyjnie fora rowerowe. I po raz kolejny trafiłem tam głównie na mur profesjonalizmu i pseudo profesjonalizmu nie do przejścia. Nazwy materiałów użytych do produkcji były oszałamiające i znane tylko inżynierom technologom a cyfry będące wytyczną ich jakości wahały się w niewiarygodnych granicach. Powiem tyle w tym temacie, że jak przeczytałem już po zakupie, moje sakwy są uszyte z Codury 600 x 600. Mówi mi to tyle, że od lat posiadam mniej pojemne torby rowerowe, uszyte z (na oko) takiego materiału, używane w każdych warunkach i zlane równo przez wszelkie rodzaje deszcze występujące w tej strefie klimatycznej i nigdy mi one nie przemokły. Te sakwy poddałem pod tym względem testom długotrwałym i często ekstremalnym. Między innymi, co opisałem gdzie indziej, wpadłem z nimi i rowerem do rzeki ( szczęśliwie na krótką chwilę, ale jednak) i woda do środka się nie dostała. Zlał mnie dwukrotnie porządny deszcz. Przewoziłem w jednej z komór wodę gazowaną, co wiadomo jak się skończyło i woda pozostała nie wypływając wewnątrz sakwy. Nie mam po tych doświadczeniach wątpliwości, że dla potrzeb przeciętnego rowermana® surowiec o takich parametrach wystarczy pod względem zabezpieczeń przeciw deszczowych. Dla osób bardzo dociekliwych i zapobiegawczych, dodam, że wielokrotnie sprawdziłem prosty patent zabezpieczający najcenniejsze i narażone na zamoknięcie rzeczy, mianowicie tworzę kompletnie nieprzemakalną przestrzeń za pomocą kilkakrotnie zwiniętego worka kurierskiego. Polecam, nawet „Codura 8600” nie sprawdzi się lepiej.
 
Poszczególne składowe tego zestawu próbowałem używać oddzielnie. Często widywałem, że ludzie wożą sobie po mieście jedną, boczną sakwę, zapewne z drobiazgami do pracy. Też tak, więc spróbowałem. Po odpięciu od sakwy górnej, która nieco całość stabilizuje, mocujemy boczną torbę do bagażnika za pomocą dwóch solidnych haków (niestety z tworzywa, więc się z pewnością kiedyś złamią) dodatkowo troczymy ją za pomocą taśmy do bocznych elementów bagażnika. Pojemność ma sporą, więc w tej sprawie nie mam zastrzeżeń. Ma trzy komory – główną, boczną i tylną na drobiazgi. Pod tym względem "wery" praktyczna. Niestety po rozłące z komorą górną, boczna sakwa traci wiele ze stabilności. Tutaj wychodzi na jaw jeden z głównych problemów tego wyrobu, przynajmniej jest to dla mnie problem. Tył bocznych komór jest wyłożony trzema, oddzielnymi paskami utwardzającymi. Powoduje to, że przy mniejszym, załadowaniu sakwa się składa, zwija, odgina do wewnątrz, czyli niebezpiecznie zbliża do koła roweru. Zapewne przy porządnym bagażniku z dużymi osłonami nie byłoby to zauważalne, w opcji której ja używam jest to dokuczliwa kwestia. Oczywiście rozwiązanie już znalazłem utwardzając komorę za pomocą wkładu z tektury.

Torba górna po odpięciu bocznych też jest zdatna do samodzielnego użytkowania. Wyglądem przypomina sakwę, jaką używają dostawcy pizzy. Jest płaska (14 cm) i dość duża (41 x 32 cm). Trzyma się solidnie, bo posiada oddzielny system troczenia, niemniej nie ma stabilnego dna, więc wymaga dokładnego załadowania i odpowiedniego rozmieszczenia zawartości. Jej gabaryt prowadza się w razie konieczności przewożenia większych ładunków, w przybliżeniu ma pojemność sporego plecaka, przynajmniej 20 L. Od góry producent wyposażył ją w praktyczne taśmy kompresyjne, pod które możemy jeszcze coś przytroczyć.

Wydaje mi się, że napisałem wszystko, co w temacie zaobserwowałem. W kwestiach transportu rowerowego same sakwy są rozwiązaniem bardzo rozsądnym, przemyślanym i wygodnym. Jeśli chodzi o model, jaki zakupiłem, widać, że nie jest to wynalazek wzięty znikąd. Konstrukcja jest przemyślana, dobrze dopasowana do swojego celu, ergonomiczna i wygodna. Torby są solidnie wykonane, estetyczne, mają dodatkowe paski odblaskowe, boczne sakwy są lekko ścięte, żeby nie atakowały nóg w czasie kręcenia pedałami. Jedyny mankament to te marnie utwardzone komory boczne.









1 komentarz: