Połonina Caryńska |
Mój pierwotny plan opisywanej wycieczki był nieco inny. Uroiłem sobie mianowicie, że całość wyprawy urozmaicę sobie odrobiną wspinaczki. Umyśliło mi się, że po dojechaniu do Przełęczy Wyżniańskiej wydrapię się z rowerem na Kremenaros zwany też Krzemieniec, czyli miejsce styku granic Polski, Słowacji i Ukrainy. Był to taki plan urojony.
Po krótkiej konsultacji z Waldkiem,który te góry zna musiałem plan skorygować, gdyż podejście tam rowerem byłoby do zrealizowania, ale byłoby niezmiernie karkołomnym wyczynem. Dodając jeszcze czynnik czasowy i stopień forsowności jest takie połączenie poza moim zasięgiem. Trzecim i przesądzającym czynnikiem jest zakaz turystyki rowerowej na szlakach pieszych w BPN. Oczywiście wszystko to musiałem sprawdzić i tego wszystkiego dotknąć. Stało się to w kilku etapach.
Pokonawszy forsowny sam w sobie odcinek od Zagórza, przez Ustrzyki Górne i Dolne aż do Przełęczy Wyżniańskiej byłem zryty. Jedynym założeniem, jakie pojawiło się na tym etapie nie było wspinanie się i złażenie trzy godziny po tych górach, ale bezpieczny powrót. Trasa choć przepiękna i przefajna, dla rowerzystów nie jest łatwa. Mijało mnie w jej trakcie sporo podobnych napaleńców. Machaliśmy sobie porozumiewawczo, wymienialiśmy zdawkowe zdania, jak zwykle w tych okolicznościach. Trójka wyczynowców, którą spotykałem na całej trasie, wyprzedzała mnie nawet trzy razy, nie potrafię powiedzieć z jakiego powodu ani w jaki sposób. Duża i Mała Rafka wraz z zalegającym dalej Kremenaros, pozostała w każdym razie w sferze mglistych planów.
A plan był przebiegły. Następnego dnia wybrałem się wraz z Waldkiem i małżonką na samochodową wyprawę do miejsca, które obadałem wczorajszego dnia. Niestety nie mogę odpuścić, kiedy coś mi się raz uroi i tak oto, co prawda bez roweru, ale na Dużą i Małą Rawkę sobie wbiegłem. Góra łatwa, miła i przyjemna, ludzi tłum a odpoczynek i izolacja od innych, jak nie przymierzając w krakowskim tramwaju linii 8 w godzinach szczytu w Łagiewnikach, czyli żadne. Natomiast góry i widoki zapierały dech w piersiach, a na Kremenaros - Krzemieniec już nie poszedłem, bo uwierzyłem mojemu przewodnikowi, że nie warto , i że nic tam oprócz słupa pamiątkowego oraz krzaków nie ma.
Przy okazji obadałem, co by było gdyby w akcie desperacji ktoś powziął podobny plan. Po pierwsze na parkingu są fajne stojaki rowerowe i może by nie rozkradli całkiem pozostawionego sprzętu a może pan pilnujący za dodatkowe dwadzieścia złoty czasem by na nie spojrzał. Po drugie da się dostać tam z rowerem, a częściowo i na rowerze pojechać, czy zjechać, ale pamiętajcie, że nie wolno. Przykra, ale prawdziwa nauka na przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz