Naszło mnie ostatnio, misia
biednego na poczytanie sobie w sieci tematów „około rowerowych”. Przewrotność,
jaka leży już chyba w mojej naturze nakierowała mnie nie na poważne portale branżowe i
rozsądne blogi, ale na portale informacyjne i powiązane z nimi komercyjne dziadostwo.Dowiedziałem się tam na przykład, że idzie wiosna i zaczyna się sezon na jazdę
rowerem, a co za tym idzie w czasie zimy, której tak jakby w tym roku nie było
to na rowerach się nie ma, co bujać. Odnalazłem tam również bardzo odkrywczą
tezę, iż w Polsce jest plaga kradzieży rowerów, oraz co stało się dla mnie
bezpośrednią inspiracją do tej pisaniny, liczne poradniki, co począć, aby rower
nie padł łupem złoczyńców, chuliganów, złodziei i innego patologicznego
planktonu. Sens pisania o sposobach zabezpieczenia rowerów przed kradzieżą jest
nie do podważenia, sam obserwując czasem z okna biura czy nikt nie
zainteresował się moim zaparkowanym na ulicy rowerem widziałem dwóch złodziei
rowerów.
Żaden niczego nie ukradł, ale nie mam wątpliwości, że próbowali, Jeden
przykład to zaparkowany i przyczepiony do słupa wypasiony rower typu ostre
koło, do którego podszedł niewinnie wyglądający pan około pięćdziesiątki, po
czym rozejrzał się wokół, podszedł do roweru, poruszał nim i po stwierdzeniu,
że jest zapięty poszedł spacerkiem dalej. A drugi przypadek to, kiedy
przechodząc koło mojego roweru inny starszy pan zatrzymał się dokładnie
przyjrzał i po uświadomieniu sobie zaistniałych zabezpieczeń poszedł dalej. Nie
wiem ile takich i podobnych sytuacji umknęło w oczywisty sposób mojej uwadze.
W większości to, co znalazłem w
różnych poradnikach ma w sobie dużo racji i mogą one być przydatne dla kogoś
stawiającego pierwsze kroki w rowermanii®, niemniej tradycyjnie już zauważyłem
brak spójności i nadzwyczajne rozwleczenie tematu zasadniczego. Zwykle całość
sprowadza się do tego żeby kupić magiczne zapięcie za 383,44 zł, które rozwiąże
cały problem i żaden złoczyńca czy innych zaprzaniec nie zawłaszczy naszego
roweru. Nie mogłem się powstrzymać, żeby się nie ustosunkować na swój sposób i
nie napisać jak ja to widzę i jak to się dzieje, że mam wszystkie rowery, jakie
dotąd legalnie nabyłem.
Zacznę od końca i będę stopniował
napięcie. Naczytałem się wielu historii w rodzaju: „Jezus Maria! Ukradli mi
rower z: klatki schodowej, chociaż była zamknięta, piwnicy mimo, że była
zamknięta, balkonu chociaż jest na trzecim piętrze itd. itp.”
ZŁOTA RADA ZAWSZE W CENIE NUMER
JEDEN – nie chcesz żeby ci „dźwignęli” rower, to trzymaj go w mieszkaniu/domu.
Proste jak drut i skuteczne, gdyż, jeśli mieliby ukraść twój rower musieliby
włamać się do mieszkania/domu, a to już nie ta liga, co prości złodzieje
rowerów. Nie ma, co jęczeć, że nie mam gdzie, że to nieestetyczne i nie pasuje
do „dizajnu”. Półśrodki nie sprawdzają się.
ZŁOTA RADA ZAWSZE W CENIE NUMER DWA – jeśli
chcesz utrudnić złodziejskiej mendzie jego proceder kup sobie U - LOCK, nie
musi kosztować 383,44, wystarcza dziadowski, nawet jego usunięcie zajmie dużo
czasu. No i zapinaj rower za ramę i do czegoś, czego nie da się zepsuć bez
specjalistycznego sprzętu. Jeśli mogę podać swój przykład to stosuję tani U - LOCK
firmy KELLYS i to zabezpieczenie jest jak dotąd skuteczne. Z początku dodatkowo
miałem jeszcze prosty patent stosowania drugiego zabezpieczenia. Miałem
mianowicie kupioną w markecie na wyprzedaży tzw. podkowę - zapięcie, jakie
stosuje się w rowerach miejskich, którym spinałem dodatkowo łańcuch z ramą. W
razie sforsowania U - LOCK’ u zmusiłoby to złodzieja, albo do cięcia jeszcze
tego ustrojstwa, albo niesienia roweru.
No i gwóźdź programu (lub gwóźdź
do trumny), czyli:
ZŁOTA RADA ZAWSZE W CENIE NUMER TRZY - Jeśli
zostawiasz rower poza domem zabieraj ze sobą siodełko.
Nie wiem skąd wziął mi się ten
pomysł, zapewne nie jest autorski i gdzieś go wyczytałem, ale jest w swej prostocie
genialny i niezwykle skuteczny. Sam stosuję go od lat, poza tym, że budzi często
zdziwienie, nie posiada wad. Pierwszą korzyścią jest to, że w rowerze z siodłem
zapinanym na tzw. szybko złączkę byle menel nie ukradnie ci siodełka, sztycy i
często doczepionych do niego elementów oświetlenia, czy torebek pod siodłowych.
Druga kwestia to po udanym sforsowaniu zabezpieczeń twojego roweru złodziej będzie
musiał jechać bez siodełka, co na dłuższą metę i zależnie od typu roweru może
być trudne a nawet bolesne.
Metoda ta odpowiednio
spopularyzowana pomagałaby również w łatwy sposób identyfikować złodzieja
prowadzącego skradziony rower. Po prostu gdyby stała się popularna taki element
prowadzący rower bez siodełka byłby wyraźnie oznakowany jako złodziej i jest
szansa, że ktoś lub wielu „ ktosiów” by się nim zainteresowało w sposób
bezpośredni. Czyż to nie utrudniałoby tym żałosnym oprychom ich procederu?
Metoda jest naprawdę przyjemna i
łatwa do zaszczepienia i spopularyzowania, miałem na to nawet prosty przykład,
który przytoczę w formie anegdoty. Kiedyś do mojej firmy przyjechało na
rowerach dwóch Hiszpanów. Zaparkowali pojazdy obok mojego. Przyjrzeli się
dokładnie zabezpieczeniom i zabrali ze sobą sztyce z siodełkami. Nikt im
rowerów nie ukradł, więc dzięki mojej inwencji uniknęliśmy międzynarodowego
skandalu a akcja ma już równie międzynarodowy zasięg.
Sumując całość tego pseudo poradnika
chciałbym wyrazić przede wszystkim chęć rozpropagowania zabierania ze sobą
siodełek i niech wam będzie, że jest to oszołomski aktywizm rowerowy. Pojawia
się wiele akcji związanych z rowerami, niektóre mądrzejsze jak „15 metrów
odstępu od mijającego nas samochodu” inne mniej jak „ubieranie się na rower w
zwiewne kiecki w różowe kwiaty”, lub „zakaz smarkania w bok w czasie jazdy na
rowerze zimą”, więc i ta akcja nie wydaje mi się zbyt kuriozalna.
Pomyślcie czy
nie warto utrudnić w tak banalnie prosty sposób życia złodziejaszkom?Zastanówcie się ponadto jak tak naznaczone rowery mogłyby
ułatwić identyfikowanie potencjalnych złodziei organom ścigania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz