Zarząd - The Old Pricks Racing Team |
Dyscyplina pedałowania, jakiej
nazwa pojawiła się w tytule jest jedną z najbardziej ekstremalnych i
widowiskowych z pośród dotąd wymyślonych. W przeważającej mierze przygody z
tego typu ekstremalnym sportem zaznają ludzie bardzo młodzi i żądni przeciwnie
proporcjonalnych do liczby lat skoków adrenaliny. W powyższych dwóch
przemądrzałych zdaniach nie ma niczego odkrywczego, co sam dobrze rozumiem.
Musiałem je jednak napisać z racji takiej, iż panowie, których postanowiłem
zaprezentować w pierwszej (mam nadzieję) odsłonie z cyklu o tej przefajnej
odmianie rowermanii® nie są już nastolatkami. Nie mają też pryszczy, problemów
z pierwszym razem i brakiem zarostu. Mają za to po „dzieścia” lub raczej
„dzieści” lat i są poważnymi prezesami, generałami, magistrami i w ogóle
wielmożnymi panami. Nie przeszkadza im to jednak absolutnie pozostać
niepoważnymi rowermanami®. Nie przeszkadza im to również epatować na każdym
kroku pozytywną energią płynącą z pasji i nieskrępowaną radochą z dziwnie
przewrotnego i na pozór masochistycznego rozbijania własnych ciał o drzewa i
inne wytwory pięknych okoliczności przyrody. Przed Wami rozmowa z jednym z Panów Prezesów The Old Pricks Racing Team.
Zacznijmy od rzeczy podstawowej, czyli od bólu. Jak bardzo i jak często boli Wasza ulubiona odmiana pedałowania? Jeśli byłbyś uprzejmy rozwinąć temat, jakie najciekawsze kontuzje odnosi się podczas tego, co wyprawiacie?
Tego zdjęcia nie mogłem pominąć |
To oczywiście zależy od upadków. Czasami po spektakularnej glebie nic
się nie stanie, a innym razem przy głupiej, wydawałoby się, niegroźnej
przewrotce odnosi się niemiłą kontuzję. Na siniaki i otarcia dość szybko
przestaje się zwracać uwagę. Najgorsze są urazy, które później odczuwa się na
co dzień, czyli uszkodzenia stawów czy mięśni. Znam oczywiście parę
"ciekawych" przypadków, ale wolę ich nie przytaczać. W każdym razie
zgonów i paraliżów brak :). Najważniejsze w tym sporcie to mierzyć siły na
zamiary. Jak się nie jest pewnym, że pokona się jakąś przeszkodę, to lepiej ją
sobie odpuścić, bo szkoda zdrowia i sprzętu.
Ten sport
musi być ekstremalnie drogi. Same rowery tanie nie są, do tego zawody i inne
takie i to nawet zagraniczne, czy trzeba być bardzo kasiastym, żeby się
w to pobawić? Podaj jakiś rząd wartości?
Oczywiście można kupić ekstremalnie drogi sprzęt za np. 15 tysięcy lub
więcej, ale można też kupić coś na gorszym osprzęcie za np. 9. Wszystko zależy
od komponentów. Cena sprzętu zależy oczywiście o rocznika i jego stanu,
ale używaną zjazdówkę da się skompletować już za 3800 zł. Warto pamiętać, że
nie sprzęt, lecz technika robi z ciebie zawodnika, dlatego warto zacząć zabawę
z DH od sztywniaka, co jest znacznie tańsze. Jeśli chodzi o wyjazdy, to koszty
można porównać do wypadów narciarskich (nocleg, wyciągi). Start w zawodach
kosztuje zazwyczaj ok 50-60 zł.
Jesteście
już jak i ja zresztą starzy. Większość osób pedałujących w naszym przedziale
wiekowym to najwyżej jeździ miejskim rowerem na rekreacyjny wypad po piwo,
względnie nieliczni, co więksi ekstremiści próbują sił w zawodach MTB. Ale
czemu starsi panowie postanowili rozbijać się o te wszystkie drzewa? Spadać w
te przepaście, skakać nad tymi dziurskami???
Mówi się, że człowiek ma tyle lat, na ile się czuje, a my po prostu
czujemy się młodo i uwielbiamy jeździć na rowerach. Niektórzy patrzą na nas,
jak na niedojrzałych oszołomów, ale to ich sprawa. Wolę się poobijać w pięknych
okolicznościach przyrody niż flaczeć i tyć przed telewizorem. Przy okazji
dochodzi możliwość przełamania słabości i po prostu relaks. Dodatkowo wśród
ludzi z tą samą pasją różnice wiekowe mocno się niwelują i to też jest bardzo
fajne, że nikt ci w metrykę nie patrzy - liczy się to, że jeździsz :).
Jeśli chodzi o ryzyko, to oczywiście nie jeździmy tak, jak niektórzy
młodsi, bo inaczej kalkulujemy niebezpieczeństwo, brawurę zastępuje zdrowy
rozsądek. Pracujemy, niektórzy mają dzieci, więc to oczywiście ma duży wpływ na
naszą jazdę.
I kwestia
nawiązująca a wydaje mi się bardzo znacząca - jak waszą oryginalną pasję
traktują osoby z wami współżyjące? Wiesz, małżonki będące w większości
przypadków bardzo sceptyczne do pasji mężów, mamy, dzieci, no i oczywiście, co
najistotniejsze mamy waszych kobiet czy żon…
Cóż... z matkami to wiadomo jak jest - martwią się, więc nie są
zachwycone. Teściowe są różne, ja mam akuratnie bardzo fajną, ale ona też po
każdym moim urazie rzuca komentarz w stylu: "Może już warto skończyć tę
głupią zabawę?". Nasze kobiety, jak to dziewczyny - boją się o nasze
zdrowie i trochę marudzą głównie przez to, że zazwyczaj zostają same na weekend
lub dłużej, podczas gdy my sobie jeździmy. Ale rozumieją, że to nasza pasja,
więc jakoś tolerują krótkie rozłąki. Najwyraźniej trafiliśmy na dobre kobiety
:).
Wasz team
ma bardzo wyrazisty image. Kultowa nazwa, logo z pentagramem diabła i koszulki
braci Dalton z Lucky luck’a… Byłbyś
uprzejmy rozebrać pod względem znaczeniowym poszczególne wymienione składniki
waszego wizerunku?
Nazwę wymyśliłem dla hecy, podczas wypełniania zgłoszenia na moje
pierwsze zawody. Ponieważ jest zabawna, reszta musiała pasować. Logo miało być
z przymrużeniem oka i prześmiewcze. Idealnie wymyślił je mój przyjaciel,
Barnaba, wraz z naszym honorowym członkiem, Gienkiem. Białe gołąbki, niczym z
weselnej butelki wódki, w połączeniu z pentagramem - czegóż chcieć więcej?
Wspaniała głupota.
Poza tym chciałem, żeby stroje były inne niż wszystkie rowerowe. Bez logotypów firm czy oklepanych nieregularnych wzorów. Miały być oryginalne i zabawne. Pomysł z odniesieniem więziennym wpadł mi do głowy momentalnie i od razu wiedziałem, jak koszulki będą wyglądać. Sprawdziły się idealnie - są wyjątkowo rozpoznawalne, widać nas z bardzo daleka i nikt takich nie ma :).
Poza tym chciałem, żeby stroje były inne niż wszystkie rowerowe. Bez logotypów firm czy oklepanych nieregularnych wzorów. Miały być oryginalne i zabawne. Pomysł z odniesieniem więziennym wpadł mi do głowy momentalnie i od razu wiedziałem, jak koszulki będą wyglądać. Sprawdziły się idealnie - są wyjątkowo rozpoznawalne, widać nas z bardzo daleka i nikt takich nie ma :).
O sporcie,
jaki uprawiacie nie wiem tak dużo jak bym chciał, ma od wiele odmian, nazw,
rodzajów. Mógłbyś w kilku zdaniach rozpisać się w tej kwestii? Czym różni się
takie pędzenie między drzewami od na przykład skakania w niebo i spadania
na głowę z dziesięciu metrów, lub wywijania salt na pagórkach, spadania z
wiszących nad przepaścią mostów?
Pokrótce to w slopestyle'u i dircie chodzi o tricki i skakanie. Nie mam z tymi odmianami kolarstwa nic
wspólnego, ale bardzo lubię to oglądać, bo niektórzy wykonują niesamowite
ewolucje. Podczas zawodów przejazdy oceniane są przez jury. Natomiast w
zawodach zjazdowych znaczenie ma tylko czas przejazdu :).
Nie
wątpię, że nie używacie wcale alkoholu spirytusowego i się nim brzydzicie. Ja
oczywiście też brzydzę się tym zgubnym nałogiem i nie tykam się alkoholu
spirytusowego wcale, ale czy da się robić to, co wy na trzeźwo? Przecież to
strach? Nie chodzi już o to, co pytałem ludzi od MTB, że się można przewrócić
na kamienie i se pysk porozbijać, tu się można
kompletnie za przeproszeniem rozdupcyć…
Zazwyczaj walimy, co kilka zjazdów browarka na tzw. rozluźnienie, ale
zdecydowanie odradzam nietrzeźwość w tym sporcie, bo to niebezpieczne. W
zjeździe potrzebna jest koncentracja, refleks i szybka ocena sytuacji. Tu
chodzi o dobrą zabawę, a nie o to, żeby zrobić sobie krzywdę, więc trzeba
jeździć na trzeźwo. Co z tego, że skoczę po trzech piwach jakąś hopę, skoro na trzeźwo jej nie
pokonam? Dla mnie to bez sensu.
Powiedz
jeszcze czy poza tym ekstremum interesują ciebie, względnie innych gości z Old Pricks jakieś
inne formy pedałowania? Jakieś wycieczki, jazda rowerem do pracy, z dzieciorami w
przyczepce, po piwo?
Zdecydowanie jesteśmy rowerowymi pasjonatami. Prawie każdy z nas ma
dwa, a niektórzy trzy rowery. Od wielu lat jeżdżę do pracy tylko rowerem.
Bardzo często browerujemy XC. Na szosówkach niektórzy z nas też jeżdżą.
Na koniec
jeszcze chciałbym poruszyć nurtującą mnie sprawę, mając jednocześnie nadzieję,
że nie naruszę waszych uczuć religijnych, mianowicie widzę na waszej
(zajebiście zresztą zrobionej i sam bym taką chciał mieć) stronie liczne
akcenty głęboko polsko- katolicko – religijne. A to Panowie Prezesi mają
zdjęcie z pięknym świętym obrazem, a to relacja z blokady drogi z krzyżem, czy
jesteście może członkami Rodziny Radia Maryja? Czy znacie przebój „Nie oddamy
wam telewizji Trwam”?
:) Nie znam tego przeboju :D. Te akcenty religijne to oczywiście dla
hecy. Bardzo nas bawią kiczowate dewocjonalia i polska dewocja. W każdym razie żadnej
głębi ani negacji w tym nie ma.
http://www.youtube.com/watch?v=hPg4p-fRF70 to ja saimon
OdpowiedzUsuń