Jakoś, żeby iść za ciosem dziś o
moich pomysłach i rozważaniach w temacie przewodnim zawartym w tytule.
Zaobserwowałem, że dla większości normalnych ludzi sezon rowerowy istnieje. Co
więcej zaczyna się on i kończy. Ma też jakiś określony wymiar, który tkwi
głęboko w świadomości zaszczepiony przez socjalizację i babcię, która krzyczała,
kiedy nie wróciło się z podwórka przed deszczem lub w zabłoconych trampkach.
Jakoś ja tak mam, choć oczywiście normalny na pewno nie jestem, że rower jest
dla mnie doskonałym, miejskim środkiem transportu, poruszania się. Tak samo jak przemieszczanie
się na butach, komunikacją zbiorową, samochodem, motorynką, samolotem,
płetwami, skuterem śnieżnym. Nie ma sezonu na poruszanie się w ogóle, co
najwyżej wymaga to niewielkiego dostosowania się do panującej aury. Mróz jest
mniej odstraszającym elementem od zimowej jazdy rowerem niż opady, jest to
widoczne nieuzbrojonym okiem jak na dłoni. Gdy mamy suchą zimę jeździ rowerami
sporo i coraz więcej rowermanów®. W przypadku opadów czegokolwiek, w tym
przypadku z naciskiem na śnieg pozostaje w Krakowie już tylko 94 z pośród 15 000
rowerzystów. W razie zalodzenia niestety nie więcej niż 43.
Pomyślałem w związku z tym, że
nie będę nikogo namawiał do jazdy w czasie mrozu, opadów śniegu czy oblodzenia,
a może raczej nakreślę, że jest to operacja możliwa do przeprowadzenia a
odpowiednie przygotowanie może ocalić potencjalnych testerów przed trwałym
uszkodzeniem ciała w postaci odmrożeń, martwicy tkanek, otwartych złamań,
zapaleń dróg oddechowych, zmian zwyrodnieniowych stawów będących skutkiem
przemrożenia i tak można by długo…
Kończyny chwytne
W moim przypadku to właśnie dłonie są
newralgicznym punktem. Testuję i używam wszelkich dostępnych rozwiązań. Bardzo
profesjonalnych i typowo rowerowych po wynalazki z kosmosu i z nikąd. Większość
rowermanów ® używa na okoliczność mrozów rękawic narciarskich. Wydają się
wymarzone do tego zastosowania. Są ciepłe, nieprzemakalne i w miarę odporne na
wiatr. Mnie jednak przemarzają. Nie używam modeli za 300 zł być może to mój
błąd. Polecić mogę przetestowanie kilku warstw ochronnych. Np. rękawiczki
polarowe i rękawice narciarskie. Ciepłe rękawice plus rękawice całkowicie nie przewiewne
typu roboczego i temu podobne kombinacje z kuchennymi włącznie. W sporcie rowerowym
jak chyba w żadnym innym ręce są bardzo narażone na bezruch i wystawione na
wszelkie czynniki, więc koniecznie trzeba o nie ekstremalnie zadbać. Do
kieszeni ich w tym przypadku nie włożymy…
Twarzoczaszka
Roztrząsałem się cały kiedyś, gdy
na poczytnym portalu przeczytałem cały artykuł dotyczący tego czy ubrać lepiej
czapeczkę na główkę czy kominiarkę na ryj. Był on jedną z moich największych
inspiracji do tego wymądrzania się. Artykuły, z których nic nie wynika są o
tyle groźne, że ktoś może zacząć je na sobie testować a w warunkach
ekstremalnych różnie się to może skończyć. Powiem o kilku znanych mi i
stosowanych z powodzeniem podstawach.
Na rowerze, gdy jest zimno ciągle wieje. Jak
każdy turysta wie, wiatr zwiększa odczucie zimna. Musimy mieć na łebku coś, co zniweluje
tą stratę. Ja używam opiętych kapturów ze ściągaczem z przodu. Nie ograniczają
one widoczności i chronią całą głowę. Czy pod spód zastosujecie samą ciepłą
czapkę, czy potrzeba będzie kominiarki zależne jest od waszej tolerancji na
zimno. Może się okazać, że będzie wam na tyle ciepło i gorącą, że sama
czapeczka starczy.
Wypada tu wspomnieć o kilku ważnych
drobiazgach. Pierwszy to zabezpieczenie oczu. Na mrozie nieosłonięte oczy
bardzo cierpią. Łzawią z powodu niskiej temperatury, są narażone na wpadające
płatki śniegu, lub jaskrawą biel światła odbitego od pokrywy śnieżnej. Bardzo
zalecam używanie wszelkich możliwych okularów i gogli. Bywa to niestety utrudnione
w czasie opadu, gdyż zdarza się, że nic nie widać z powodu zalepienia okularów
śniegiem. Brak widoczności to także problem w momencie używania kominiarki,
gdyż para będąca skutkiem oddychania lubi atakować gogle i wówczas nasza
widoczność staje się również żadna. Jak widać jak mówi staropolskie przysłowie
– „Jak nie urok to sraczka”.
Bardzo problematyczną sprawą jest
używanie kasku zimą. Osobiście mam niezobowiązujący stosunek do używania kasku
w trakcie codziennej, rozsądnej jazdy po mieście. Zimą po prostu z kasku rezygnuję.
Nie starcza mi cienka czapeczka – typu termo aktywny kondom z kosmicznej
tkaniny upchana pod dziurawy kask. Muszę mieć ciepło w twarzoczaszkę i ten
aspekt przeważa. Nie ulega wątpliwości, że ze względu na trudne warunki łatwiej
tu o upadek i uraz, niemniej to ryzyko nie jest dla mnie tak duże jak odmrożenia
głowy.
Każdy desperat musi znaleźć
własne wyjście z sytuacji i złoty środek. Ja korzystając z tych kilku
kombinacji (często naprzemiennie) z powodzeniem pokonuję zarówno miejskie śnieżyce,
jak i mroźne eskapady w dzicz.
Korpus (delicti) - przepocenie,
wychłodzenie, hipotermia , śmierć
Każdy spec od sztuki przetrwania
powie Wam to, co zawarłem w zdaniu wyżej. Na rowerze robi się z reguły ciepło.
Bez porównania cieplej niż w warunkach zwykłego przemieszczania się. Należy,
więc głęboko przemyśleć i obadać swoją wydajność i mówiąc wprost potliwość i
dopiero do tego dobrać przyodziewek. Jest to sprawa wybitnie indywidualna i nie
ma tu uniwersalnej mądrości. Mnie zwykle wystarcza w czasie każdego mrozu
podkoszulek do biegania, bielizna termoaktywna, polar zamiennie z softshell i
na to kurtka przeciwdeszczowa powstrzymująca podmuchy wiatru. Taki zestaw się u
mnie sprawdza i jego wariacje plus minus jedna warstwa. Uwzględniam warunki:
temperatura od 0 do -15 stopni i w czasie od 45 minut do maksymalnie kilku
godzin. Jeszcze raz podkreślę, że najgorsze, co można zrobić na mrozie w czasie
jazdy rowerem to ubrać się za ciepło, to naprawdę może spowodować nieprzyjemne
skutki.
Kończyny dolne
Jeśli chodzi o zabezpieczenie
cieplne nóg w czasie jazdy rowerem, to nie stanowi ono dla mnie większego
problemu i chyba z wszystkich powyżej problemów jest najłatwiejsze do rozwiązania.
Stosuję gacie termoaktywne i zwykłe spodnie. W razie dużych mrozów zauważyłem
wychładzanie okolic kostek i stóp. Rozwiązałem to poprzez zastosowanie moich
przeciwdeszczowych ochraniaczy na buty, połączonych ze stuptutami. Stanowi to
całkowitą ochronę przeciw wiatrom, mrozom i przeciw wilgoci. Dla osób
obawiających się o przemarzanie stawów ( występujące np. u motocyklistów,
którzy jednak poruszają się w innym przedziale prędkości) polecam dostępne,
elastyczne ocieplacze na kolana. Mnie w nogi generalnie zimno nie jest, gdyż
zwykłem pedałować w czasie jazdy rowerem, co też polecam.
W ramach podsumowania napisze, że
podsumowania nie będzie, bo właśnie piszę drugą część dotyczącą samego roweru i
jego użytkowania na mrozie, więc tam szukajcie reszty moich mądrości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz