środa, 11 lutego 2015

Mrozoodporność rowerowa I

Kask rowerowy arktyczny. Obudowa z prętów kewlarowych oraz grafenu. Ocieplenie stanowi futro pantery śnieżnej. Całość impregnowana wydzieliną z wątroby wąbata nowofunlandzkiego. Dostępny na zamówienie. Cena 4600.
Jakoś, żeby iść za ciosem dziś o moich pomysłach i rozważaniach w temacie przewodnim zawartym w tytule. Zaobserwowałem, że dla większości normalnych ludzi sezon rowerowy istnieje. Co więcej zaczyna się on i kończy. Ma też jakiś określony wymiar, który tkwi głęboko w świadomości zaszczepiony przez socjalizację i babcię, która krzyczała, kiedy nie wróciło się z podwórka przed deszczem lub w zabłoconych trampkach. Jakoś ja tak mam, choć oczywiście normalny na pewno nie jestem, że rower jest dla mnie doskonałym, miejskim środkiem transportu, poruszania się. Tak samo jak przemieszczanie się na butach, komunikacją zbiorową, samochodem, motorynką, samolotem, płetwami, skuterem śnieżnym. Nie ma sezonu na poruszanie się w ogóle, co najwyżej wymaga to niewielkiego dostosowania się do panującej aury. Mróz jest mniej odstraszającym elementem od zimowej jazdy rowerem niż opady, jest to widoczne nieuzbrojonym okiem jak na dłoni. Gdy mamy suchą zimę jeździ rowerami sporo i coraz więcej rowermanów®. W przypadku opadów czegokolwiek, w tym przypadku z naciskiem na śnieg pozostaje w Krakowie już tylko 94 z pośród 15 000 rowerzystów. W razie zalodzenia niestety nie więcej niż 43.

Pomyślałem w związku z tym, że nie będę nikogo namawiał do jazdy w czasie mrozu, opadów śniegu czy oblodzenia, a może raczej nakreślę, że jest to operacja możliwa do przeprowadzenia a odpowiednie przygotowanie może ocalić potencjalnych testerów przed trwałym uszkodzeniem ciała w postaci odmrożeń, martwicy tkanek, otwartych złamań, zapaleń dróg oddechowych, zmian zwyrodnieniowych stawów będących skutkiem przemrożenia i tak można by długo…

Kończyny chwytne

 W moim przypadku to właśnie dłonie są newralgicznym punktem. Testuję i używam wszelkich dostępnych rozwiązań. Bardzo profesjonalnych i typowo rowerowych po wynalazki z kosmosu i z nikąd. Większość rowermanów ® używa na okoliczność mrozów rękawic narciarskich. Wydają się wymarzone do tego zastosowania. Są ciepłe, nieprzemakalne i w miarę odporne na wiatr. Mnie jednak przemarzają. Nie używam modeli za 300 zł być może to mój błąd. Polecić mogę przetestowanie kilku warstw ochronnych. Np. rękawiczki polarowe i rękawice narciarskie. Ciepłe rękawice plus rękawice całkowicie nie przewiewne typu roboczego i temu podobne kombinacje z kuchennymi włącznie. W sporcie rowerowym jak chyba w żadnym innym ręce są bardzo narażone na bezruch i wystawione na wszelkie czynniki, więc koniecznie trzeba o nie ekstremalnie zadbać. Do kieszeni ich w tym przypadku nie włożymy…

 Twarzoczaszka

Roztrząsałem się cały kiedyś, gdy na poczytnym portalu przeczytałem cały artykuł dotyczący tego czy ubrać lepiej czapeczkę na główkę czy kominiarkę na ryj. Był on jedną z moich największych inspiracji do tego wymądrzania się. Artykuły, z których nic nie wynika są o tyle groźne, że ktoś może zacząć je na sobie testować a w warunkach ekstremalnych różnie się to może skończyć. Powiem o kilku znanych mi i stosowanych z powodzeniem podstawach.

Rękawice rowerowe polarne. Odporne na temperatury do -84 stopni. Wykonane z tkaniny softsell oraz skóry pingwina cesarskiego. Dodatkowo ocieplane pierzem pardwy grenlandzkiej. Dostępne na zamówienie. Cena 16 000.
 Na rowerze, gdy jest zimno ciągle wieje. Jak każdy turysta wie, wiatr zwiększa odczucie zimna. Musimy mieć na łebku coś, co zniweluje tą stratę. Ja używam opiętych kapturów ze ściągaczem z przodu. Nie ograniczają one widoczności i chronią całą głowę. Czy pod spód zastosujecie samą ciepłą czapkę, czy potrzeba będzie kominiarki zależne jest od waszej tolerancji na zimno. Może się okazać, że będzie wam na tyle ciepło i gorącą, że sama czapeczka starczy.

Wypada tu wspomnieć o kilku ważnych drobiazgach. Pierwszy to zabezpieczenie oczu. Na mrozie nieosłonięte oczy bardzo cierpią. Łzawią z powodu niskiej temperatury, są narażone na wpadające płatki śniegu, lub jaskrawą biel światła odbitego od pokrywy śnieżnej. Bardzo zalecam używanie wszelkich możliwych okularów i gogli. Bywa to niestety utrudnione w czasie opadu, gdyż zdarza się, że nic nie widać z powodu zalepienia okularów śniegiem. Brak widoczności to także problem w momencie używania kominiarki, gdyż para będąca skutkiem oddychania lubi atakować gogle i wówczas nasza widoczność staje się również żadna. Jak widać jak mówi staropolskie przysłowie – „Jak nie urok to sraczka”.

Bardzo problematyczną sprawą jest używanie kasku zimą. Osobiście mam niezobowiązujący stosunek do używania kasku w trakcie codziennej, rozsądnej jazdy po mieście. Zimą po prostu z kasku rezygnuję. Nie starcza mi cienka czapeczka – typu termo aktywny kondom z kosmicznej tkaniny upchana pod dziurawy kask. Muszę mieć ciepło w twarzoczaszkę i ten aspekt przeważa. Nie ulega wątpliwości, że ze względu na trudne warunki łatwiej tu o upadek i uraz, niemniej to ryzyko nie jest dla mnie tak duże jak odmrożenia głowy.

Każdy desperat musi znaleźć własne wyjście z sytuacji i złoty środek. Ja korzystając z tych kilku kombinacji (często naprzemiennie) z powodzeniem pokonuję zarówno miejskie śnieżyce, jak i mroźne eskapady w dzicz.

Obuwie rowerowe śnieżne. Produkowane na indywidualne zamówienie przez członków plemienia Arkemanqewchuaqar z Kamczatki. Wiązania ze ścięgien renifera. Podeszwa z garbowanej skóry płetwala błękitnego. Ocieplenie to futro srebrnego lisa polarnego, odmiany jutlandzkiej. Cena ustalana indywidualnie zależnie od rozmiaru.
Korpus (delicti) - przepocenie, wychłodzenie, hipotermia , śmierć

Każdy spec od sztuki przetrwania powie Wam to, co zawarłem w zdaniu wyżej. Na rowerze robi się z reguły ciepło. Bez porównania cieplej niż w warunkach zwykłego przemieszczania się. Należy, więc głęboko przemyśleć i obadać swoją wydajność i mówiąc wprost potliwość i dopiero do tego dobrać przyodziewek. Jest to sprawa wybitnie indywidualna i nie ma tu uniwersalnej mądrości. Mnie zwykle wystarcza w czasie każdego mrozu podkoszulek do biegania, bielizna termoaktywna, polar zamiennie z softshell i na to kurtka przeciwdeszczowa powstrzymująca podmuchy wiatru. Taki zestaw się u mnie sprawdza i jego wariacje plus minus jedna warstwa. Uwzględniam warunki: temperatura od 0 do -15 stopni i w czasie od 45 minut do maksymalnie kilku godzin. Jeszcze raz podkreślę, że najgorsze, co można zrobić na mrozie w czasie jazdy rowerem to ubrać się za ciepło, to naprawdę może spowodować nieprzyjemne skutki.

Kończyny dolne

Jeśli chodzi o zabezpieczenie cieplne nóg w czasie jazdy rowerem, to nie stanowi ono dla mnie większego problemu i chyba z wszystkich powyżej problemów jest najłatwiejsze do rozwiązania. Stosuję gacie termoaktywne i zwykłe spodnie. W razie dużych mrozów zauważyłem wychładzanie okolic kostek i stóp. Rozwiązałem to poprzez zastosowanie moich przeciwdeszczowych ochraniaczy na buty, połączonych ze stuptutami. Stanowi to całkowitą ochronę przeciw wiatrom, mrozom i przeciw wilgoci. Dla osób obawiających się o przemarzanie stawów ( występujące np. u motocyklistów, którzy jednak poruszają się w innym przedziale prędkości) polecam dostępne, elastyczne ocieplacze na kolana. Mnie w nogi generalnie zimno nie jest, gdyż zwykłem pedałować w czasie jazdy rowerem, co też polecam.

W ramach podsumowania napisze, że podsumowania nie będzie, bo właśnie piszę drugą część dotyczącą samego roweru i jego użytkowania na mrozie, więc tam szukajcie reszty moich mądrości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz