czwartek, 22 stycznia 2015

Wodoszczelność rowerowa


W sumie tym razem mam przysłowiowe dwie pieczenie na jednym ogniu. Kiedyś tam napisałem, że marzyłem o umieszczeniu na blogu fotorelacji i się spełniło przy okazji miasteczek rowerowych, a dziś spełnia się sen o felietonie. W sumie nie wiem czy to będzie profesjonalny felieton w pełnym tego słowa znaczeniu, ale ja nie jestem profesjonalistą, więc co mi tam. Druga pieczeń na jednym ogniu to poradnik. Z tym też się noszę od dłuższego czasu. Co prawda było już kilka opisów różnych akcesoriów, a nawet kilka złotych rad odnośnie uchronienia się przed kradzieżą roweru, ale ten uznaje za taki pierwszy, prawdziwy, przemądrzały i nieobiektywny poradnik
           


Nie jestem oczywiście żadnym Świętym Mikołajem, Dziadkiem Mrozem, ani Wujkiem Dobra Rada. Powiem więcej nawet nie obchodzi mnie specjalnie czy innym rowermanom® zmoknie zad, piszę to wszystko głównie z powodu poirytowania kilkoma poradnikami, jakie w tym zakresie poczytałem a które wydały mi się "gupie" jak but. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie żebyście i ten uznali za "gupi", ale mnie wydaje się mądry w stopniu pewnie nawet wyższym, w jakim autorom tamtych "gupich" ich wydały się mądre.
           
Oświadczam, iż to, co tu napisałem opieram na wieloletnim pomiarze organoleptycznym, czyli zmoknięciu, przemoknięciu aż do rozpuszczenia włącznie. W wyniku tychże, osobistych doświadczeń zawarte tu mądrości mnie osobiście się sprawdzają.

Piszę w tych paru słowach o użytkowaniu roweru jako środka transportu, który zakłada, że dotrzemy do celu w całkowicie suchym stanie mimo, że leje nam po łbie w czasie do około jednej godziny. Aspekt zabezpieczenia przewożonych rzeczy opisałem tutaj i tutaj, więc tam Was zapraszam.

W sytuacji, używając naukowej terminologii tzw. "pompy" punkty newralgiczne, czyli najbardziej narażone na przemoknięcie nie istnieją. Przemakamy w całości i wszędzie. Woda ma to do siebie, że wedrze się gdzie tylko chce. Po dłuższym czasie przemoknie też oczywiście praktycznie wszystko, poza akcesoriami będącymi w całości z gumy.

Opis zacznę od góry organizmu. Idealnym i sprawdzonym rozwiązaniem jest czapka z daszkiem chroniącym widoczność i najlepiej żółte, rozjaśniające niewyraźną pogodę gogle. Na to zakładamy kaptur z regulacją, który ładnie opina twarzoczaszkę. To powinno wystarczyć.

 Tułów najlepiej jest zabezpieczyć kurtką przeciwdeszczową w sensie przeciwdeszczową. Taka kurtka podgumowana, bez czarów i filtrów za 600 zł. Takie kurtki uniwersalne i do wszystkiego dla profesjonalistów są bez użyteczne po dwóch  gruntownych przemoknięciach. Kurtka przeciwdeszczowa i podgumowana wytrwa lata ulew.
Kuriozalne jest dla mnie to e wiele kurtek nieprzemakalnych dla rowerzystów, cudownych, oddychających i w cenie 843 zł. nie posiada kaptura. Ja wiem, że chodzi o bezpieczeństwo i zakładamy użytkowanie kasku, ale na Boga! Czy ktoś z panów projektantów lub handlowców jechał kiedyś w ulewie i chłodzie w kasku złożonym z samych dziur i wodą lejącą się po pysku i przewianym i przemokniętym łebem? Raczej, nie. Nie kupujcie wspomnianego dizajnerskiego szitu, bo będziecie żałować tego po dwóch razach.
  
Jeżeli zależy wam na suchych dłoniach powinniście założyć rękawice z gumy. Mogą to być np. jakieś rodzaje rękawic roboczych, zakładane solo, bądź na prawdziwe rowerowe i profesjonalne. Dostępne są też cienkie i lekkie rękawie motocyklowe, też fajne i bardo nie przemakalne, lecz stosunkowo droższe. Warto mieć kurtkę wyposażoną w mankiety ze ściągaczem z gumką, które założymy na wierzch lub same rękawice mogą być dłuższe i zachodzić głębiej na przedramię.

Teraz ochrona nóg. Przy mniejszych opadach uda dość skutecznie chroni pochylony tułów. Jeśli mamy rower wymuszający taką pozycję, to częściowo może to nam pomóc. W każdym innym przypadku potrzebujemy spodni i ochraniaczy na buty. Spodni przeciwdeszczowych, nieprzemakalnych, nawet tych typowo rowerowych jest w diabły, więc wybór jest prosty i nie wymaga komentarza, poza może tym, że cechą pożądaną jest jakiś stopień ich „oddychalności”. Niestety zwykle koliduje on ze stopniem cechy opisywanej w tym artykule. Przyjemnym zbiegiem okoliczności w czasie opadów temperatura się obniża, więc możemy postawić na nieprzemakalność. Ja tak właśnie zrobiłem i używam motocyklowych spodni przeciwdeszczowych. Nie są w żadnym stopniu oddychające. Jadąc przez dłużej niż pół godziny pocę się, więc jak ujął to poeta międzywojnia- świnia, niemniej na pewno nie przemokną. W ogóle odzież motocyklowa, typu ochraniacze na buty, spodnie czy kurtki przeciwdeszczowe, jest bez porównania bardziej wodoodporna i wytrzymała od tej typowo rowerowej, więc polecam zagadnienie do głębszego przemyślenia.

Stopy, buty i skarpetki na rowerze bardzo mokną. Pewnie najskuteczniej byłoby założyć "gumioki", ale w tym wypadku aż do tego się nie posunę. Poza tym musiałyby być to "gumioki" zwieńczone gumką u góry.
Otóż testowałem buty odporne na deszcz wielu renomowanych i mniej renomowanych producentów. Najlepsze wytrzymują do dziesięciu deszczowych przejazdów. Oczywiście mówimy o butach chroniących zawartość przed wilgocią, nie butach z siatki, sandałach, laczkach itp. cudach, których celem istnienia jest wlanie i wylanie się opadu. Pewnym półśrodkiem jest ochrona uzyskiwana za pomocą szerokich, zapinanych dołów spodni przeciwdeszczowych. Optymalną ochronę stanowią natomiast ochraniacze przeciwdeszczowe na buty.

Każdy z was widział takie ochraniacze dla sportowców. Perfekcyjne opięte i z zameczkiem, wykonane z kolorowej tkaniny. Na pewno są piękne, designerskie i używa je milion profesjonalistów, niemniej ja jestem prostym rowermanem® i ze względu na kilka ich cech ( np. wspomniane i na pewno niezbędne, ale nie dla mnie, idealne dopasowanie do określonej wielkości buta), czy nieprzekonywująca solidnością konstrukcję (znam przypadki wypruwania się zamków w czasie zakładania na dopasowane buty), wybrałem coś zupełnie innego.

Z powodu odrzucenia przeze mnie opcji najbardziej oczywistej przejrzałem, co do zaoferowania mają inne dyscypliny sportu i rekreacji. Spory zasób inspiracji mamy tradycyjnie w sporcie motocyklowym. Niestety ich ochraniacze mimo doskonałych parametrów są ciężkie, nieporęczne a to głównie ze względu na solidne podeszwy, w jakie są wyposażane. Po długich poszukiwaniach trafiłem na rozwiązanie pośrednie i idealne dla moich i wielu potencjalnych rowermanów® potrzeb. Oczywiście z nieznanych mi powodów na rynku były dwie możliwości nabycia tego mądrego rozwiązania. Są to mówiąc już konkretnie ochraniacze wyglądające jak te na motocykl tyle, że pozbawione całkowicie podeszwy. Lekkie, opinające wszystko począwszy od łydki aż po całość buta. Dość luźne, aby nałożyć je na duży zakres różnych butów. Trzymają się na nodze ze pomocą gumy od spodu i systemu rzepów ze ściągaczami. Poszukajcie takiego rozwiązania, bo jest optymalne w każdym względzie.

No i żeby nie było niesmaku i zaskoczenia na koniec kilka słów tradycyjnego polskiego hejtu i jadu. Widziałem w całkiem poważnych poradnikach treści o jeździe na rowerze z parasolką. Sporo ludzi też całkiem serio jeździ w takich bardzo praktycznych plandekach na rower, okrywających malowniczo rowermana® i wszystko, co przewozi. Być może są osoby użytkujący takie rozwiązania i stymulujące się ich trafnością, ale spróbujcie je na moment odstawić i zastosujcie któreś z mojego poradnika. Może się zdarzyć, że będziecie zadowoleni a przy okazji wasze życie nie skończy się aż tak tragicznie np. na skutek upadku z parasolką pod przejeżdżający tramwaj, zderzeniu czołowym z samochodem, po tym jak wiatr zarzuci Wam pelerynę na twarz itp. itd. możliwości, jakie generują nazwijmy je "oryginalne" próby walki z deszczem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz