środa, 18 marca 2015

Ochraniacze na buty - rainstopper, windstopper, othershitstopper.



Znalazłem ostatnio więcej czasu i powoli udało mi się zrealizować opisy odkrywanych systematycznie przeze mnie wynalazków rowerowych z którymi noszę się często od miesięcy. Dziś rozwinę temat lekko zasygnalizowany we wpisie na temat wodoodporności rowerowej. Ochraniacze na buty, w które się zaopatrzyłem, zdążyłem szczegółowo przetestować i mogę już na dziś dzień konkretniej się w temacie rozpisać.

Przemakające, obuwie w czasie zwykłej, użytkowej jazdy to na pewno codzienność każdego rowermana. Ja zmagałem się z tym na wiele sposobów. Dość udanie wytrzymywały próbę czasu i wody buty trekingowe , odporne na opady z Decathlon, niemniej i one poległy po niezbyt długim czasie. Najpopularniejsze sportowe ochraniacze są świetne, ale dla sportowców i jazdy ekstremalno- wyczynowej. Na rynku nie ma zbyt dużego a właściwie jest żaden wybór nie sportowych ochraniaczy przeciwdeszczowych na buty. Ja znalazłem poszukiwaną opcję raptem z dwóch sklepach. W wypadku małej konkurencji cena rzecz jasna, jak na warunki polskie była zaporowa, niemniej koszt regularnej wymiany rozpuszczonego w czasie opadu obuwia jest na tyle duży, że przebolałem. Konkretyzując, kawałek nieprzemakalnej, szmaty z systemem gumek i rzepów o wartości w chińskiej fabryce 5 euro centów, mnie kosztował około 80 zł.

Na pierwszy rzut oka ochraniacze te wyglądają jak odpowiednik przeznaczony dla motocyklistów. Podstawowa różnica to brak tutaj ciężkiej podeszwy, całej, lub połowy, jaką w takich motocyklowych się stosuje. Poza tym jest tak samo.
Zaleta podstawowa takiego rozwiązania to duża tolerancja w rodzaju butów na jakie te ochraniacze możemy zastosować. Jeśli początkowo wybierzemy odpowiedni przedział wielkości, to z pewnością wszystkie nasze buty (poza może narciarskimi) zapakujemy do tych pokrowców.  
 

Zaznaczyć jeszcze w sposób jasny muszę, że podobnie jak w przypadku innych wybieranych przeze mnie akcesoriów, jak zresztą już pewnie stali odbiorcy zauważyli, design stawiam na ostatnim miejscu. I tym razem użytkownicy ceniący piękno, "designerski stajl" oraz popis w gronie rówieśniczym będą zniesmaczeni. Takie osoby zdecydowanie odsyłam do kategorii neoprenowe, sportowe, kewlarowe. Te ochraniacze, jak widzicie na załączonych ilustracjach są ordynarnie brzydkie w stopniu wprost proporcjonalnym do ich uniwersalności,nic więcej w tym temacie.

Patenty producenta są bardzo poprawne, ochraniacze osłaniają poza butami także nogę powyżej łydki, wraz ze wszystkim w co się na okoliczność jazdy rowerem przystroimy. Tak jak napomknąłem w artykule o  wodoodporności, to coś przypominające stuptuty jest doskonałe i chroni tą część rowerzysty przed wszystkimi czynnikami atmosferycznymi z zimnem, wodą i błotem włącznie.

Na pewno istotne jest też, czy taki ochraniacz w momencie zakładania i zdejmowania, w warunkach polowych i przy rozpoczynającym się akuratnie opadzie jest łatwy w aplikacji. Ten jest obszerny, wygodny, więc łatwo pakuje się w niego nogę wraz z każdymi rodzajami nogawek. Zapięcia w postaci szerokich rzepów z dużą dozą tolerancji pozwalającej na niedbałość, też są bardzo przyjemne w stosowaniu.


Łatwość transportu i lekkość są dla rowermanów nie do przecenienia. Po zwinięciu ochraniacze nie zajmują wcale miejsca i dzięki braku zamków i innych podeszw nic również nie ważą, a dokładnie 208 g. Brak wszelkich zapięć poza rzepami wpływa z pewnością na brak części mogących ulec awarii i doprowadzić nas do niepotrzebnych nerwów. Producent pamiętał nawet o elementach odblaskowych, którymi to dziarsko będziemy fajtać nadjeżdżającym z tyłu kierującym po oczach.

Nie obejdzie się jednak niestety bez pewnej dozy niezadowolenia. Mianowicie, od strony przodu podeszwy ochraniacz zaopatrzony jest w szeroką czarną gumę, która to ma oczywiście za zadanie utrzymać go na bucie. Niestety w momencie chodzenia, którego siłą rzeczy nie unikniemy do końca, element ten jest drastycznie narażony na przetarcie. Można było tą cześć lepiej zabezpieczyć, choćby grubym ortalionem z jakiego zrobiono całość. Ponadto ten newralgiczny element jest permanentnie narażony na kontakt z pedałami. Mam to nieszczęście/ szczęście, że używam stalowych z bolcami powodującymi, że nie spada mi noga z pedału. No i już widzę pierwsze ślady mechanicznych uszkodzeń tego nieszczęsnego niedopracowania.

Co by Państwo Szanowni nie pisać i nie wymyślać, nie znajduję dziś na skromnym, polskim rynku bardziej optymalnego rozwiązania w temacie i szczerze polecam dla poszukujących. Ja jestem zadowolony, na pewno bardziej niż z tych sportowych szmatek z zameczkiem. Jeśli coś Was jeszcze nurtuje, lub czegoś nie napisałem to dajcie znać, może coś jeszcze dopowiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz