Znalazłem ostatnio więcej czasu i powoli udało mi się zrealizować opisy odkrywanych systematycznie przeze mnie wynalazków rowerowych z którymi noszę się często od miesięcy. Dziś rozwinę temat lekko zasygnalizowany we wpisie na temat wodoodporności rowerowej. Ochraniacze na buty, w które się zaopatrzyłem, zdążyłem szczegółowo przetestować i mogę już na dziś dzień konkretniej się w temacie rozpisać.
Przemakające, obuwie w czasie zwykłej, użytkowej jazdy to na pewno codzienność każdego rowermana. Ja zmagałem się z tym na wiele sposobów. Dość udanie wytrzymywały próbę czasu i wody buty trekingowe , odporne na opady z Decathlon, niemniej i one poległy po niezbyt długim czasie. Najpopularniejsze sportowe ochraniacze są świetne, ale dla sportowców i jazdy ekstremalno- wyczynowej. Na rynku nie ma zbyt dużego a właściwie jest żaden wybór nie sportowych ochraniaczy przeciwdeszczowych na buty. Ja znalazłem poszukiwaną opcję raptem z dwóch sklepach. W wypadku małej konkurencji cena rzecz jasna, jak na warunki polskie była zaporowa, niemniej koszt regularnej wymiany rozpuszczonego w czasie opadu obuwia jest na tyle duży, że przebolałem. Konkretyzując, kawałek nieprzemakalnej, szmaty z systemem gumek i rzepów o wartości w chińskiej fabryce 5 euro centów, mnie kosztował około 80 zł.
Na pierwszy rzut oka ochraniacze te wyglądają jak odpowiednik przeznaczony dla motocyklistów. Podstawowa różnica to brak tutaj ciężkiej podeszwy, całej, lub połowy, jaką w takich motocyklowych się stosuje. Poza tym jest tak samo.
Zaleta podstawowa takiego rozwiązania to duża tolerancja w rodzaju butów na jakie te ochraniacze możemy zastosować. Jeśli początkowo wybierzemy odpowiedni przedział wielkości, to z pewnością wszystkie nasze buty (poza może narciarskimi) zapakujemy do tych pokrowców.
Zaznaczyć jeszcze w sposób jasny muszę, że podobnie jak w przypadku innych wybieranych przeze mnie akcesoriów, jak zresztą już pewnie stali odbiorcy zauważyli, design stawiam na ostatnim miejscu. I tym razem użytkownicy ceniący piękno, "designerski stajl" oraz popis w gronie rówieśniczym będą zniesmaczeni. Takie osoby zdecydowanie odsyłam do kategorii neoprenowe, sportowe, kewlarowe. Te ochraniacze, jak widzicie na załączonych ilustracjach są ordynarnie brzydkie w stopniu wprost proporcjonalnym do ich uniwersalności,nic więcej w tym temacie.
Patenty producenta są bardzo poprawne, ochraniacze osłaniają poza butami także nogę powyżej łydki, wraz ze wszystkim w co się na okoliczność jazdy rowerem przystroimy. Tak jak napomknąłem w artykule o wodoodporności, to coś przypominające stuptuty jest doskonałe i chroni tą część rowerzysty przed wszystkimi czynnikami atmosferycznymi z zimnem, wodą i błotem włącznie.
Na pewno istotne jest też, czy taki ochraniacz w momencie zakładania i zdejmowania, w warunkach polowych i przy rozpoczynającym się akuratnie opadzie jest łatwy w aplikacji. Ten jest obszerny, wygodny, więc łatwo pakuje się w niego nogę wraz z każdymi rodzajami nogawek. Zapięcia w postaci szerokich rzepów z dużą dozą tolerancji pozwalającej na niedbałość, też są bardzo przyjemne w stosowaniu.
Łatwość transportu i lekkość są dla rowermanów nie do przecenienia. Po zwinięciu ochraniacze nie zajmują wcale miejsca i dzięki braku zamków i innych podeszw nic również nie ważą, a dokładnie 208 g. Brak wszelkich zapięć poza rzepami wpływa z pewnością na brak części mogących ulec awarii i doprowadzić nas do niepotrzebnych nerwów. Producent pamiętał nawet o elementach odblaskowych, którymi to dziarsko będziemy fajtać nadjeżdżającym z tyłu kierującym po oczach.
Nie obejdzie się jednak niestety bez pewnej dozy niezadowolenia. Mianowicie, od strony przodu podeszwy ochraniacz zaopatrzony jest w szeroką czarną gumę, która to ma oczywiście za zadanie utrzymać go na bucie. Niestety w momencie chodzenia, którego siłą rzeczy nie unikniemy do końca, element ten jest drastycznie narażony na przetarcie. Można było tą cześć lepiej zabezpieczyć, choćby grubym ortalionem z jakiego zrobiono całość. Ponadto ten newralgiczny element jest permanentnie narażony na kontakt z pedałami. Mam to nieszczęście/ szczęście, że używam stalowych z bolcami powodującymi, że nie spada mi noga z pedału. No i już widzę pierwsze ślady mechanicznych uszkodzeń tego nieszczęsnego niedopracowania.
Co by Państwo Szanowni nie pisać i nie wymyślać, nie znajduję dziś na skromnym, polskim rynku bardziej optymalnego rozwiązania w temacie i szczerze polecam dla poszukujących. Ja jestem zadowolony, na pewno bardziej niż z tych sportowych szmatek z zameczkiem. Jeśli coś Was jeszcze nurtuje, lub czegoś nie napisałem to dajcie znać, może coś jeszcze dopowiem.
Nie obejdzie się jednak niestety bez pewnej dozy niezadowolenia. Mianowicie, od strony przodu podeszwy ochraniacz zaopatrzony jest w szeroką czarną gumę, która to ma oczywiście za zadanie utrzymać go na bucie. Niestety w momencie chodzenia, którego siłą rzeczy nie unikniemy do końca, element ten jest drastycznie narażony na przetarcie. Można było tą cześć lepiej zabezpieczyć, choćby grubym ortalionem z jakiego zrobiono całość. Ponadto ten newralgiczny element jest permanentnie narażony na kontakt z pedałami. Mam to nieszczęście/ szczęście, że używam stalowych z bolcami powodującymi, że nie spada mi noga z pedału. No i już widzę pierwsze ślady mechanicznych uszkodzeń tego nieszczęsnego niedopracowania.
Co by Państwo Szanowni nie pisać i nie wymyślać, nie znajduję dziś na skromnym, polskim rynku bardziej optymalnego rozwiązania w temacie i szczerze polecam dla poszukujących. Ja jestem zadowolony, na pewno bardziej niż z tych sportowych szmatek z zameczkiem. Jeśli coś Was jeszcze nurtuje, lub czegoś nie napisałem to dajcie znać, może coś jeszcze dopowiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz