środa, 12 sierpnia 2015

Rower szosowy


Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że będę pisał recenzję dotyczącą zabawy  tego typu rowerem. Niemniej dane mi było niedawno dostąpić zaszczytu pojeżdżenia na takim sprzęcie  mojego współtowarzysza w rowermanii. Chyba  mogę tak powiedzieć o człowieku, który mając świetny rower górski, kupił z podnieceniem  wynikającym ze spróbowania bardzo przyzwoitą "szosę". Będzie to rzecz jasna opis na tyle tendencyjny na ile może być ze strony człowieka jeżdżącego tylko  i wyłącznie od dwóch prawie dekad na rowerach górskich i właśnie przede wszystkim do innych miłośników "górali", chcących spróbować czegoś nowego i innego tę pisaninę przede wszystkim kieruję.


Oczywistą oczywistością jest, że w pierwszej kolejności musiałem wypróbować przełożenia tej sportowej bestii. Z opinii uzyskanej od właściciela wiedziałem, że rower jest jak na moje doświadczenia niesamowicie szybki. Do testu wybrałem płaski jak stół i prosty jak drut odcinek asfaltowej drogi, po kilku mocniejszych obrotach korby licznik wskazał mi 38 km/h a następnie było już coraz milej. Przyspieszenia i prędkość jaką tu osiągamy właściwie mimochodem oszałamiają. Nie istnieją one w czasie jazdy na oponiastych, terenowych rowerach. 


Dodatkowych emocji i możliwości dostarczyła mi specjalistyczna zwana różnie przez profesjonalistów nakładka na kierownicę, taka z podłokietnikami. Takie czarodziejstwo znałem jedynie z relacji telewizyjnych dotyczących triatlonu i czasowych odcinków specjalnych. Daje to rozwiązanie kopa jeszcze większego i jazda szosowa staje się już  zajebiście ekstremalna. Powoli było mi głupio bo samochody jechały równo ze mną, zwłaszcza z góry gdzie nie bardzo mnie mogły wyprzedzić. Nie czułem się jednak w tej pozycji zbyt komfortowo, gdyż uchwyt kierownicy umiejscowiony 25 cm przed standardowym  chwytem  daje ogromną nadsterowność a mówiąc po ludzku - minimalny ruch łapami powoduje mega skręt. reasumując hardcore pełną gębą w połączeniu rzecz jasna z szybkością dopuszczalną (a czasami  nawet nie) dla samochodów!!!


Bolesny i to zarówno w przenośni jak i w dosłownym sensie jest brak jakiejkolwiek amortyzacji i izolacji od nierówności nawierzchni. Jak wiadomo nawet na tzw drogach asfaltowych, w naszym kraju nie ma czegoś takiego jak brak nierówności. Przy próbie poruszania się po drodze innego rodzaju ból się tylko zwiększa. Nie twierdzę, że jest to niemożliwe na takim typie roweru. Spróbowałem na : drobnych kamieniach , klasycznym ziemnym wertepie,koleinach samochodowych oraz kostce brukowej. Rower i ja na nim daliśmy radę ,ale był ból i okresowe noszenie roweru na plecach też było.


Ogólnie rzecz biorąc użytkowanie takiego pojazdu wnosi wiele nowego doświadczenia każdemu, kto tego jeszcze nie próbował. Specyfika roweru przeznaczonego do jazdy tylko po asfalcie jest bardzo inna i wyspecjalizowana  w porównaniu z nawet  sportowym rowerem górskim. Różnice poza widocznymi na pierwszy rzut oka i nie wymagającymi opisów sięgają aż  po inny sposób prowadzenia roweru, wymuszony innym układem kierownicy. Zupełnie inne przełożenia, dające oszałamiające prędkości. Inny sposób obsługi biegów, inne umiejscowienie hamulców, a nawet inne rodzaje zapięć do butów. To wszytko powoduje, że taki rower to już inny świat, którego chwilę trzeba się uczyć.  Przyjemność z prędkości i inność dają wielką radochę.

 To co jak dla mnie wyklucza użytkowanie tego typu sprzętu poza typowo rekreacyjną jazdą to stu procentowa specjalizacja i brak jakiejkolwiek uniwersalności,typu zjazd na inny rodzaj nawierzchni niż płaski asfalt. Do zabawy niemniej jest super i jeśli zdecyduję się wystartować w triathlonie to sobie takie coś kupię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz