wtorek, 25 marca 2014

Fotelik rowerowy


Kilka wpisów wcześniej pojawił się na „Tempym kółku” artykuł na temat przyczepek rowerowych (mam nadzieję pierwszy z cyklu).  Traktował on o niemożności użytkowania przeze mnie w otaczającej mnie rzeczywistości rowerowej tego genialnego wynalazku. 
Okazał się on najbardziej kontrowersyjnym i najczęściej komentowanym z dotąd zamieszczonych. O zgrozo został przez część czytelników potraktowany jako atak na użyteczność przyczepek w ogóle (!) i o mało nie wywołał świętej wojny pomiędzy fanami przyczepek a miłośnikami fotelików do przewozu dzieci.
 Nie ukrywam, że wspomniany artykuł, podobnie jak ten o rowerkach biegowych cieszą się sporym zainteresowaniem z Waszej strony a jako że, tematy około dziecięce i rowerowo powiązane nie są mi obce, naszło mnie i o fotelikach popisać słów kilka.
 Z racji uniknięcia niedomówień na wstępie tego materiału zaznaczam jasno i wyraźnie, że nie jest to atak na przyczepki rowerowe, które bardzo szanuję i zamierzam promować. 
Dla pewności oświadczam również, że nie zamierzam poniższym artykułem naruszać niczyich uczuć religijnych i nie jest to także atak na jakikolwiek kościół.


Fotelik do przewożenia mojej córki kupiłem bez specjalnego przygotowania merytorycznego. Nie przeglądałem tym razem dziesiątków opinii, opisów. Nie czytałem adnotacji i wymądrzania się na forach rowerowych odnośnie tematu. Przejrzałem zwyczajnie oferty na najpopularniejszym serwisie aukcyjnym i za niecałe dwieście złotych dostałem to, czego szukałem. Fotelik, jaki był mi potrzebny miał być urządzeniem bezpiecznym, solidnym i prostym – według zasady, że czym mniej jest do zepsucia tym mniej się zepsuje. Nie wybierałem ekskluzywnych modeli z regulowanym oparciem i innymi wodotryskami. Nie jeżdżę z dzieckiem w kilkudniowe wyprawy, a na tych, w które się wybieram moja córka NIGDY nie zasnęła, z tej prostej przyczyny, że ma zbyt wiele atrakcji wokół. Z tej niezmiernie prostej do osiągnięcia przyczyny nie jest mi znany często poruszany problem, „dyndającej główki śpiącego dziecka w czasie jazdy po wertepach”. Dzięki formie zorganizowania dziecku czasu na takiej wycieczce odpada także częsty zarzut osób z tego typu urządzeń nie korzystających ideologicznie, mianowicie, że dziecko tam tylko siedzi w niewygodnej pozycji, kiedy rodzice mają ruch i uciechę. Niestety drodzy państwo niezadowoleni, przemądrzali malkontenci, kiedy jadę z dzieckiem w foteliku, to jest to wyjazd zaplanowany dla potrzeb dziecka, a ja, co najwyżej za przeproszeniem stanowię „moduł pedałujący”, dbam o bezpieczeństwo, wygodę oraz uciechę dziecka.

Kwestia najistotniejsza, czyli bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo dziecka jest w głowie rodzica. Jadąc z fotelikiem i jego zawartością, jestem w stu procentach skoncentrowany na tym, że wiozę swoją pociechę. Na tym i tylko na tym koncentruje się całość moich poczynań. Zsiadam, tam gdzie jadąc sam nawet o tym nie myślę, bardzo często prowadzę rower, jeśli tylko mam mgliste przeczucie możliwości utraty równowagi. Planuję trasy nawet znacznie dłuższe, byle jak najdłużej umiejscowione poza ruchem samochodowym i chodnikami, czyli drogami dla rowerów, względnie ciągami pieszo rowerowymi. Przy wsiadaniu i zsiadaniu, całą uwagę i całe siły nakierowuje na bezpieczeństwo dziecka i stabilność wehikuły, w który siedzi. Zawsze córka ma kask. Zawsze zapięte pasy. Na zarzuty dotyczące tego, że to forma transportu mniej bezpieczna niż inne powtórzę to, co na wstępie akapitu - bezpieczeństwo dziecka jest w głowie rodzica - jeśli ktoś ma w głowie siano to i jadąc czołgiem może zrobić dziecku krzywdę. Wystarczy spojrzeć ile w naszym pięknym kraju krzywdy robią dzieciom w dziesiątkach wypadków kierujący swoimi szanownymi „prestiżami”- samochodami.


 

Montaż

Montaż takiego urządzenia może się na pierwszy rzut oka wydawać skomplikowany, tym bardziej, że trudno znaleźć podobne założenie techniczne. Każdy fotel zawierać powinien instrukcję i z pewnością każdy posiadacz kluczy imbusowych da sobie z tym radę.
 W prostych słowach wygląda to w ten sposób, że mamy coś, co nazwałbym modułem mocującym, który zaczepiamy za pomocą czterech śrób na stałe do rury, w której jest mocowana sztyca siodła ( z tą częścią jeździmy już zawsze, nawet po odczepieniu fotelika).
 Składa się ona z dwóch solidnych stalowych obejm, spinanych ze sobą wokół ramy za pomocą czterech śrub, dwóch uszczelek obejmujących ramę, przycisku umożliwiającego wypięcie fotela oraz otworów, w które wciskamy pręty mocujące, na których opiera się cała konstrukcja fotelika.


Budowa fotelika

Drugi moduł to już sam fotelik. Ja wybrałem taki, który ma solidną konstrukcję osłaniającą dziecko praktycznie z każdej strony. Głęboko zachodzące boki, wystającą wysoko górę konstrukcji. Poza tym fotelik na regulowane podpórki pod nóżki i zapięcia (w formie pasków) na nóżki, ma to zapobiec zapewne wierzganiu nimi podczas jazdy, u mnie problem nie wystąpił, więc ich nie używam. 
Ponadto fotelik ma solidne, regulowane pasy bezpieczeństwa i miękką wkładkę. Od spodu wyposażony jest w plastikowe „płetwy” obejmujące koło, co pewnie ma zapobiec wepchnięciu czegoś w szprychy czy chronić przed chlapaniem, nie znam calu tego czegoś, mnie tylko przeszkadza przy zakładaniu fotelika.
Fotelik do modułu mocującego zaczepia się poprzez wepchnięcie dwóch prętów stanowiących jego połączenie z rowerem do otworów u góry tego ustrojstwa. Po wepchnięciu pręty się zatrzaskują, co stanowi solidną całość. Pręty dają również pewien zakres amortyzacji.


Komfort, użyteczność.

Kilka kwestii odnośnie komfortu raczyłem zasygnalizować już powyżej przypomnę może tylko, że pisałem o względnej amortyzacji poprzez pręty mocujące, więc dziecko aż tak wertepów nie odczuwa (w zasadzie poważniejszych wertepów po prostu unikam). Co do kwestii braku osłony przed warunkami atmosferycznymi to wydaje mi się ona irracjonalna, gdyż jazda na rowerze z założenia nastawia nas na kontakt ze świeżym powietrzem i jest to jednym z jej największych plusów, więc, o czym tu pisać??? Ja przed wyjazdem z dzieckiem sprawdzam prognozę pogody i tyle w temacie. Możliwości manewrowania, dojazdu i wjazdu takim wehikułem biją na głowę nie tylko, co oczywiste samochód, ale wszelkie wymagające większej powierzchni wehikuły.


Wujek Dobra Rada poleca:

Na huczne zakończenie pozostawiłem sobie takie kilka zdań stanowiących coś w rodzaju przeglądu najważniejszych kwestii tyczących się użytkowania fotelików rowerowych, a o których nie widziałem żeby ktoś jasno i wprost napisał :
  • Rower ma możliwość przewrócenia się, a z fotelikiem jest to jeszcze łatwiejsze –  jeśli nie jesteś dobrym rowermanem® i zdarza ci się tracić równowagę z byle powodu, lub się obalasz z rowerem aż huknie, to nie kupuj, nie montuj i nie używaj fotelika do przewożenia dziecka! Najlepiej w ogóle zapomnij o tym, co tu napisałem. Jedyny wybór dla ciebie to przyczepka rowerowa!!!
  • Jeśli jesteś sprawnym technicznie rowermanem®, a nie jeździłeś dotąd z fotelikiem, to wcześniej poćwicz bez pasażera!!!. Najlepiej właduj na fotelik plecak o podobnej do dziecka wagi sprawdź, że z takim balastem jeździ się ZUPEŁNIE inaczej.

  • Jeżeli już wpakujesz dziecko do fotelika, to koncentruj całą uwagę, całe swoje planowanie jazdy na dziecku. Rower z takim dodatkiem jest mniej stabilny, nie wjedziesz z nim tam gdzie dzień wcześniej wjechałeś. Sprawdzaj zapięcie pasów, osadzenie fotelika, klamry, śruby i wszystko, co się da.

I na koniec końców przypowieść…Pamiętam kilka lat temu dość głośny wypadek w Krakowie na Rondzie Mogilskim. Na skrzyżowaniu dróg rowerowych doszło do zderzenia dwóch rowerów. W jednym jechało dziecko w foteliku. W wyniku wypadku miało połamane obie nogi. Raz jeszcze powtórzę używajcie tego rewelacyjnego wynalazku, ale wyłącznie, jeśli jesteście pewni swoich umiejętności, i trzeźwości umysłu, wówczas to rewelacja i doskonały sposób wszczepiania dziecku rowermaii®.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz