czwartek, 15 maja 2014

DROGA BEZ POWROTU - CZĘŚĆ II


Shire
 Nie ma, co się tym razem zbytnio rozwodzić, przed zainteresowanymi czytelnikami druga część relacji z mojej skromnej wycieczki rowerowej rozpoczynającej cykl opisów, wypadów „około bieszczadzkich” o wspólnym i wszystko mówiącym tytule „Miedzą”.
 Jeśli ktoś nie zaznał rozkoszy z pierwszą częścią to zapraszam do wspomnianej zakładki.

Zaraz za szczytem tego wzniesienia, na jakie wdrapywaliśmy się wyczekując zjazdu, po prawej stronie znajduje się dom. A właściwie całe obejście, jak to się chyba nazywa. Całość posesji jest nie ogrodzona a od szosy odgradzają ją prowizorycznie drzewa i zaplecione między nimi długie tyki. Główne zabudowania to parterowy wyglądający na bardzo stary dom i przylegająca do niego stodoła, czy inna obora. Obok stoi kilka rozklekotanych samochodów i najbardziej zwracający uwagę wśród ogólnego bałaganu i zaniedbania widok, czyli kilka psich bud, skleconych z byle, czego rozrzuconych byle jak, do których przywiązane są jakieś dzikie psowate, które na widok rowerzysty, czy pieszego wydają się dostawać ataku furii. W całkowitej ciszy okolicy, te cztery czy sześć wściekłych psów o kilka metrów obok rzuca się w amoku w naszym kierunku, szarpie łańcuchy, ujada w niebo głosy. Powoduje to niemiły niesmak i totalnie gwałci spokój wcześniejszej podróży. Samo domostwo wygląda jak żywcem wzięte z serii „Droga bez powrotu”, zwłaszcza koszmarnie wyglądają te wszystkie samochody i rozsypane niezidentyfikowane graty, płachty, wiadra. Raz jadąc tamtędy beztrosko, wśród wściekłego ryku i ujadania psów, zauważyłem kontem oka, bo tam się jak dotąd nie zatrzymuję na dłużej, jakiegoś pana stojącego koło owego domu. Pan wyglądał jak Edward Theodore Gein. W dodatku całkiem naturalnie stał i wgapiał się z za drzew w dziwaka na rowerze. Jako, że nie do końca sprawiał wrażenia gospodarza zapraszającego na agroturystykę, oddaliłem się z zachowaniem pozorów należytej godności.

Pewnie jest to zwyczajny dom, porządnych Polaków katolików a ja, jestem zwichrowany przez oglądanie durnych horrorów i serii dokumentalnej „Seryjni mordercy” niemniej polecam zobaczyć na własne oczy i wtedy się wyśmiewać. Dla żądnych wrażeń i lubiących wściekłe psy polecam drogę odwrotną od rozpatrywanej wtedy jest pod górę i dłużej będziecie się mogli delektować tym unikalnym mikroklimatem. Ja w każdym razie tędy nie wracam.

Dzicz
 Po minięciu tej niezwykłej atrakcji turystycznej tak subiektywnie przeze mnie przedstawianej i pojmowanej, popuszczamy wodze fantazji i klamki hamulców i w zawrotnym pędzie mijamy przyjemną okolicę wypełnioną miłymi domkami zapraszającymi na wiejski wypoczynek. Gdzie nie gdzie zauważyć można ,jakieś zwierzę gospodarskie typu krowa, czy owca. Nagle sielanka kończy się wraz z migającą nam miejscowością MCHAWA i wypadamy rozochoceni spokojem i pędem na ruchliwą jak wszyscy diabli drogę 893 gdzie skręcamy w prawo w kierunku BALIGRODU. Na tym odcinku trasy bardzo szybko nauczycie się odróżniać charakterystyczny dźwięk pędzącego w kierunku waszych pleców TIRa. Jest to dźwięk na,  który ja podejmuję manewry mające na celu zatrzymanie się poza linią pobocza, bezpiecznie na trawce okalającej całość jezdni. Dźwięk brzmi  podobnie do spadającej bomby, jaki można usłyszeć na filmach z drugiej wojny światowej. Może wyda się wam przesadą całkowite zatrzymanie i zejście z drogi w takiej sytuacji, ale zapewniam, że wiele razy wcześniej ryzykowałem i znudziło mi się. Drogi w tym rejonie, kręte, wąskie i mocno pofałdowane nie pozwalają na bezpieczne i zgodne z przepisami wyprzedzenie rowerzysty. Jeżeli z naprzeciwka nadjeżdża coś większego niż samochód osobowy wówczas TIR, (zwykle bardzo rozpędzony, gdyż zjeżdża akurat ze wzgórza lub przyspiesza, aby pokonać kolejne), mija nas na centymetry. I nie jest to kulturalny i cywilizowany  TIR z Biedronki, ale wielkie bydle, załadowane gigantycznymi pniami wyciętych drzew, lub tonami cieknącej na boki błotnej bryi.

Dzicz
 I w tych pięknych okolicznościach, mijany również przez wielkie suwy = prestiże, ciągnące za sobą łodzie, i kontenerowce państwa nowobogackich, pędzących z tym całym majątkiem swym nad SOLINĘ, docieram do BALIGRODU. Miejscowość ta znana jest chyba każdemu mającemu, choć mgliste pojęcie o historii tego regionu. Działo się tu wiele, zwłaszcza po wojnie, kiedy panowie z UPA dokonywali swych wiekopomnych wyczynów. Do obejrzenia polecam cmentarz wojskowy, skwer na którym stoi czołg oraz chwilę zastanowienia przy pomniku żołnierzy LWP, którzy zginęli strzelając do wspomnianych bandytów z UPA. Traf chciał, że wycieczka moja przypadła w dzień przed kanonizacją JP II miałem, więc okazję obejrzeć BALIGRÓD przepięknie wysprzątany i umajony kaskadami chorągwi, wstęg i portretów Papieża Polaka. Po krótkim popasie w okolicach wspomnianego pomnika poległych żołnierzy, postanowiłem ruszyć w drogę powrotną.
 O samym powrocie wiele nie napiszę, gdyż pojechałem główną drogą 873, pełną samochodów, zakrętów i ostrych wzniesień, ze względów rowerowych mało atrakcyjną. Taki ruch podyktowany był tym, że miałem niewygodne siodło i bolało mnie siedzenie, żadna romantyczna przyczyna. Podsumowując, wypad bardzo odprężający, pozwalający wyrwać się z młyna pracy i wiecznie dzwoniących telefonów. Przeskok w inny, cichy i wolno egzystujący świat. Świat, w których jest pięknie, ale nie ma, z czego żyć, a do którego trzeba zajrzeć żeby nie zwariować do reszty w pogoni za pieniędzmi.
Pomnik w Baligrodzie
 W całej podróży uderzyło mnie w tym przypadku bogactwo fauny tych okolic, tyle, że fauny martwej i rozjechanej przez samochody. Może i wzbudzę niesmak tym opisem, ale zaryzykuję. Niemal, co minutę lub dwie jazdy na asfalcie leżała martwa żaba. Prawdopodobnie te sympatyczne płazy mają w tym czasie jakiś okres migracyjny. Ponadto napotykałem ptaki, jeże, dwa koty, psa a nawet dużą (prawdopodobnie) kunę, czy wydrę. Wszystko to było martwe, rozjechane i przykre. Pamiętam artykuł o przygodzie pewnej pani, która postanowiła przejść kawał naszego kraju pieszo. Idąc wzdłuż dróg miała podobne do moich spostrzeżenia. Pisze sobie to, choć nie wiem, po co, chyba z powodu tego, że ostatnio ktoś zabił autem na "Zakopiance" małego niedźwiedzia i było o tym głośno w mediach. Samochód to jednak wyjątkowo głupi wynalazek…


4 komentarze:

  1. To nawet po moim odejściu telefony w firmie dzwonią cały czas? :) Fajna relacja ale przydało by się więcej zdjęć. PS Przestań oglądać tyle horrorów i dokumentów o mordercach bo popadniesz w paranoje :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzwonią i chcą z Tobą rozmawiać w sprawie informacji, jakich im błędnie udzieliłeś jesienią 2011 r.Będzie oficjalna skarga! :):):). A paranoje już przecież mam od dawna, myślałem, że wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesienią 2011 jak wiadomo udzielałem tylko błędnych informacji bo ktoś źle mnie wyszkolił a jeszcze własnego doświadczenia nie miałem :P Wiem, że masz paranoję ale myślałem, że tylko dotyczącą telefonów i klientów a nie morderców...

    OdpowiedzUsuń
  4. PS Znana aktorka i wróżka nadal żyje? Jak tak to możesz pozdrowić ją w moim imieniu :)

    OdpowiedzUsuń