niedziela, 11 maja 2014

Pocztówka z Irlandii II. Infrastruktura rowerowa - Dublin przedmieścia.

Toaleta  dla rowerzysty wraz z rowerem w dobrej cenie 1,45 złoty.
Prezentowany dziś materiał to jak wszyscy stali użytkownicy Tempego Koła na pewno wiedzą kolejna odsłona jednego z najchętniej czytanych i najbardziej dotąd regularnego cyklu, jakie się tu pojawiają. Tytuł serii niezmiennie idiotyczny, natomiast zawartość po raz kolejny bardzo zachęcająca i obfitująca w wartości poznawcze.
O swoich spostrzeżeniach odnośnie infrastruktury rowerowej napisał dla państwa nie, kto inny jak dyplomowany magister a w dodatku inżynier - Qho. Mało tego ten wpis jest nie tylko zagraniczny, nie tylko napisany przez zwykłego magistra, których wszędzie w koło włącznie z Tempym Kołem jest na pęczki. Pan Qho to dyplomowany magister od budowania dróg i to po Politechnice Krakowskiej!
Tak, że nie ma to tamto, choć bez przesadnego nadęcia i pseudo profesjonalizmu będzie bardzo konkretnie, na temat i do rzeczy.


"Asfalt pokryty jakaś pomarańczowa substancją."
W tym prosicie nie napisze o całym Dublinie, napiszę jedynie jak infrastruktura rowerowa wygląda z perspektywy przedmieść, na których mieszkam. Wynika to z bardzo prozaicznej przyczyny - unikam jak ognia wizyt w centrum, bo po pierwsze nie ma tam nic specjalnie ciekawego, a po drugie tłumy są kolosalne. Jednocześnie do „city” mam spory kawałek, który jest nieźle skomunikowany Luas-em, więc jak już muszę tam jechać zwykle wybieram komunikacje miejską.
No, ale wróćmy do sedna, czyli infrastruktury rowerowej, a ta prezentuje się bardzo dobrze, nie ma co tu porównywać do Krakowa. Przy większości dróg, na których występuje duże natężenie ruchu są ścieżki rowerowe – wszystkie boczne, osiedlowe drogi takich udogodnień są pozbawione. Drogowa infrastruktura rowerowa tworzy (w miarę) spójną sieć, pasy dla rowerów najczęściej nie urywają się nagle i niespodziewanie na środku skrzyżowania. Oczywiście istnieją wyjątki, ale jest to głownie podyktowane brakiem miejsca – czasem ulice są tak wąskie, że dwa samochody osobowe muszą lekko zwolnić przy mijaniu, a prawdziwa zabawa zaczyna się przy pojazdach większych. Niemniej jednak tam gdzie jest dość miejsca wytyczone są ścieżki dla rowerów i to najczęściej po obu stronach drogi. 

"Najczęściej jest to zwykły asfalt."
 Można wyróżnić tutaj kilka rodzajów ścieżek, jakimi udało mi się poruszać w mojej okolicy. Po pierwsze są to ciągi pieszo-rowerowe, które z kolei dzielą się na kilka pod kategorii.
 Spotkałem takie, gdzie chodnik i ścieżka był oddzielony tylko namalowaną linią, ale najczęściej pomiędzy miejscem dla pieszych i rowerzystów jest krawężnik. Dodatkowo zwykle ścieżka rowerowa ma inną nawierzchnie niż chodnik.
 Najczęściej jest to zwykły asfalt albo asfalt pokryty jakaś pomarańczowa substancja zwiększająca przyczepność.
 Bardzo rzadko można też spotkać ciągi pieszo-rowerowe, które nie są w żaden sposób rozgraniczone, najczęściej takie rozwiązanie stosowane jest w miejscach bardzo wąskich albo na skwerkach. Następnym rodzajem są pasy malowane na jezdni, które w większości (zawsze na skrzyżowaniach) pokryte są wspomnianą wcześniej pomarańczową substancją. Z tym rozwiązaniem jest o tyle problem, że kierowcy bardzo często na nich parkują, szczególnie w bardziej uczęszczanych miejscach jak okolice sklepów czy kościołów.
 Ostatnim rodzajem udogodnień dla rowerzystów są ścieżki rowerowe z prawdziwego zdarzenia oddzielone od chodnika pasem zieleni, a od jezdni wysokim krawężnikiem. Jest ich najmniej, poprowadzone są tylko przy najbardziej ruchliwych drogach i zawsze można na nich spotkać wielu innych rowerzystów.

Metalowe szafy do przechowywania rowerów.
Pisząc o infrastrukturze nie można zapomnieć o wszelkiego rodzaju stojakach rowerowych, bo czymże by była nawet najlepsza sieć ścieżek bez miejsc, gdzie można rower pozostawić, w końcu nie samą jazdą człowiek żyje. Pod tym względem Dublin nie wypada najgorzej. Przy każdym sklepie jest miejsce, gdzie można pozostawić rower, z tym, że w niektórych centrach handlowych są stojaki tylko z jednej strony, a wszędzie indziej naklejki informujące o zakazie przypinania rowerów. Każdy przystanek Luas-a jest wyposażony w miejsca parkingowe dla jednośladów (do tramwaju nie można wsiadać z rowerem). Czasem nawet zdarzają się takie, gdzie parking jest zadaszony albo stoją specjalne metalowe szafy, w których za niewielką opłatą można bezpiecznie przechować nasz wehikuł. Z przystankami autobusowymi już tak fajnie nie jest i zwykle widuje się rowery przypięte do różnych elementów infrastruktury drogowej w pobliżu.

"Parking jest zadaszony."
Co do innych form spędzania wolnego czasu na rowerze poza jazdą miejską, to w Dublin Mountain jest całkiem sporo tras MTB. Znajomy wspominał, że cieszą się one sporą popularnością wśród młodych Irlandczyków.
Żeby nie było tak różowo postanowiłem zakończyć ten post pisząc na temat sklepów/serwisów rowerowych. W tym aspekcie nie jest zbytnio różowo, w Irlandii żeby zwykle kupić nawet najprostsze rzeczy do roweru należy udać się do specjalistycznego sklepu – w marketach w przeciwieństwie do Polski poza tygodniami tematycznymi (jak np. w Lidlu) nie dostanie się nic rowerowego.
Udogodnienie za pięć złotych, jakich w Polsce brak.
Sklepów rowerowych też nie ma za wiele i o ile ich asortyment, jeżeli chodzi o rowery jest zadowalający, to z częściami zamiennymi już są pewne kłopoty – na tylną zębatkę czekałem ponad tydzień, aż przyjdzie z UK.
Mówiąc ogólnie w Dublinie przyjemnie jeździ się rowerem i jeżeli miejsce pracy bądź zamieszkania oddalone jest znacznie od linii Luas-a, rower jest jedyną alternatywą dla samochodu (no chyba, że ktoś ma istnie stoicki spokój i dużo czasu, by jeździć Dublin Bus-em, który jeździ jak chce).
 Schody zaczynają się, gdy musimy kupić jakieś części do naszego wehikułu, bo wiąże się to zwykle ze sporym wydatkiem i dużą ilością zmarnowanego czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz